Promyk hiszpańskiego słońca w jesienny wieczór

Promyk hiszpańskiego słońca w jesienny wieczór

Ibiza, Toledo, Alhambra, Arona… co łączy te nazwy? Słońce, tradycja, zapierająca dech w piersiach natura i zabytki. Te nazwy hiszpańskich miejsc, łączy jednak coś jeszcze. Najlepszy przyjaciel kobiety – samochód! SEAT, marka która kojarzy mi się z Hiszpanią i wyjącymi w latach 90 – tych po naszych drogach „Ibizami”, których kierowcy więcej inwestowali w nagłośnienie, niż np. w opony zimowe.

Chyba trochę niespodziewanie (bo nie jestem w najmniejszym stopniu techniczna, ABS kojarzy mi się z mięśniami brzucha, a lampkę „sprężyny” na desce rozdzielczej wzięłam kiedyś za ogrzewanie), Seat zaprosił mnie oraz piątkę innych blogerek i blogerów, na krajową premierę nowego modelu Arona. W sumie bardzo się ucieszyłam, bo to było dla mnie coś nowego. A ja lubię wyzwania.

Cała impreza odbyła się w… Gdańsku, moim Gdańsku. W jednej ze stoczniowych hal, na zakorkowanych ulicach miasta, szutrach Olszynki i plaży w Brzeźnie. Ale po kolei.

Arona, wiedziałam (na serio!), że to miasto na Teneryfie, ale na tym moja wiedza się kończyła. Plaża, morze, góry, wulkan, autostrady i bezdroża, nieskrępowana wolność, powalająca mieszanka żywiołów. Zastanawiałam się jak może wyglądać auto, które pochodzi z tego miejsca, ma odzwierciedlać jego ducha.

Prowadzący premierę, wprowadzili nas do wcześniej zamkniętej sali. Było zupełnie ciemno, trzymałam Pawła pod ramię, nie wiedziałam gdzie idę. Paweł szepnął mi do ucha: Pamiętasz „Kazamaty”? Dla niewtajemniczonych, to była chyba pierwsze wielka dyskoteka w tej części miasta. Tu w latach 90-tych chodziliśmy na imprezy, więcej Wam nie powiem. Kto był, ten pamięta, chociaż czasem pewnie nie wszystko:) „Po około 20 latach, znowu tu jesteśmy!” Byłam w szoku, nie poznałam tego miejsca. Chyba dlatego, że  wtedy było tu więcej ludzi!

W tym momencie lampy halogenowe wybuchły strumieniem ostrego światła. Muzyka, która ryknęła gdzieś z boku, mimo, że mnie ogłuszyła, wpadła w ucho. Muzyka znowu dudniła w Kazamatach, a nóżka zaczęła chodzić w jej rytm. To było jak deja vu.

Kiedy oswoiłam się ze światłem zauważyłam, że pochodzi z reflektorów aut stojących po bokach hali. Włączały się po kolei, w coraz to głębiej stojących autach, jakby zapraszając nas do podejścia bliżej sceny. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. Na tyle duże, że nie mogłam się doczekać, aż wsiądziemy do jednego z nich. Kryterium wyboru auta do jazdy było bardzo kobiece – dach w innym kolorze niż reszta auta? Ciekawe! Bierzemy go!

Jeszcze przed całą imprezą, zastanawiałam się jak testować auto. Nie chciałam udawać znawcy samochodów. Konie mechaniczne, moment obrotowy, prześwit…dużo mi to nie mówi i nie tego typu informacji o samochodzie oczekuję. Wiem jednak co jest w samochodzie dla mnie ważne. Jestem kobietą i mamą. Dla mnie ważne jest żeby samochód był bezpieczny bo wożę nim dzieci. Zwinny, bo codziennie przemierzam nim miejską dżunglę. Pojemny, bo oprócz dzieci przewożę obiadki, zakupy, stroje na basen i balet, a do tego co wtorek małe pianinko. Przyjazny (technologia ma pomagać mi nie najechać na krawężnik, równo zaparkować, przypomnieć gdzie zaparkowałam na wielkim parkingu lub, że zostawiłam otwarte okno. Musi mieć wejście USB i zestaw głośnomówiący – takie małe damskie potrzeby. Ekologiczny, ma dbać o środowisko i nie przekłamywać danych o emisji dwutlenku węgla, o czym głośno było w VW (który, nomen omen, jest właścicielem Seata).

I wiecie co, Arona właśnie taka jest! Jechaliśmy ze średnią prędkością 14km/h, a więc bez szaleństw, ale dzięki temu miałam więcej czasu na ”zwiedzanie” auta od środka. Wnioski: dużo schowków (bardzo ważne), bezprzewodowa ładowarka telefonu (mój telefon niestety nie jest wyposażony w odpowiednią technologię, dlatego ładowałam go przez USB), lampka ostrzegająca o tym, że coś znajduje się w martwym polu lusterka. Auto się fajnie prowadzi, chociaż nie przyspiesza jak nasze rodzinne kombi. Kiedy stawałam w korku, silnik się wyłączał. Na początku myślałam, że coś źle zrobiłam i po prostu zgasł! Potem puszczam sprzęgło, a silnik automatycznie się włącza. Ekologiczne, ekonomiczne. I uwaga, dla mnie hit – kluczyki zniknęły w odmętach torebki albo płaszcza? To nie kłopot, bo Arona ma system odpalania bez kluczyka…po prostu czad!

Kto z was, miał kiedyś kłopot z zaparkowaniem bo było na tyle ciasno, że nie dało się wcisnąć? Mi zdarza się regularnie. Arona ma system asystenta parkowania – zakochałam się w tym! Mimo, że auto jest sporo mniejsze od tego, którym poruszam się na co dzień, ten system i tak się przydał. Najpierw sam wyszukał miejsce, w które się zmieści, a potem wpasował się w nie bez mojej pomocy. Trzymałam ręce nad kierownicą i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Samochód sam jechał!

Następnego dnia, mieliśmy Aronę do dyspozycji jeszcze przez kilka godzin. Tym razem wybrałam model złoty, który oficjalnie nazywa się mistic magenta…chyba wolę złoty. Zapakowaliśmy do bagażnika moje próbne toboły – siatkę z zakupami, torbę na trening, sukienkę i buty na zmianę, fotelik dziecięcy i kilka innych kobiecie „niezbędnych” w codziennych zmaganiach gadżetów. Paweł wybrał kierunek jazdy – nasze strony, Olszynka. Trochę dobrego asfaltu, więcej dziur i jeszcze więcej drogi, która asfaltu w ogóle nie widziała. Zrobiliśmy kilka zdjęć przy Kanale Motławy. Wtedy Paweł wsiadł i poprosił żebym poczekała na zewnątrz. Potem przez chwilę byłam świadkiem Fast and Furious Olszynka Drift! Kiedy przy trzecim kółku zaczęło mu wychodzić, zarządziłam koniec zabawy. Coś tam tłumaczył, że w szoku, że auto z silnikiem 1.0 dało radę, że na początku za mocno zaciągnął ręczny i takie tam. Ja się bałam, że samochód tego nie zniesie dobrze…ale zniósł, w końcu to miejski SUV, i nawet fajnie to wyglądało :).

Podsumowując, cała premiera była świetnie zorganizowana. Wszystko toczyło się w hiszpańskim klimacie: bez zbędnej spinki, na luzie. Rozmawialiśmy o Katalonii i sytuacji w Hiszpanii, kulturze, muzyce, samochodach, podróżach. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, odwiedziliśmy kilka iberyjskich miejsc z gastronomicznej mapy Gdańska, piliśmy hiszpańskie wino (ja nie) i niesamowite drinki (ja nie) przygotowane przez absolutnie niesamowitą barmankę z baru na ostatnim piętrze Hotelu Puro przy ul. Stągiewnej (szkoda, że ten widok niedługo zniknie, kiedy skończy się budowa na Wyspie Spichrzów). Mieliśmy okazję przejechać się fajnym miejskim samochodem, który z charakteru przypomina kobietę: niezależną, ale rodzinną, silną, ale delikatną, wiedzącą czego chce, ale trochę roztrzepaną, spokojną, ale z hiszpańskim temperamentem. Tak, Arona to na pewno kobieta!

Seat sprawił, że wyluzowałam, zredukowałam bieg i zwolniłam, że odpoczęłam i zamarzyłam o słońcu i plaży. Nie sądziłam, że premiera samochodu może wywołać u mnie takie emocje. Może za rok wakacje spędzimy w Aronie?

 

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są zaznaczone