Gdzie się podziały babcie robiące na drutach i wyszywające sweterki

Zawsze mnie fascynowały stare zdjęcia w domowym albumie. Oprawionym w czerwoną popękaną skórę, ze złotym zameczkiem na kluczyk, który gdzieś się zapodział. Nie wiadomo, jak ten album przetrwał wojnę. Musiał chyba być bardzo ważny dla kogoś…

Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy siedziałam na kolanach mojej prababci Bolesi wpatrzona w pożółkłe fotografie. Jedną lubiłam najbardziej. To ta, na której moja praprababcia, w misternie uczesanym koku, w nienagannie sztywnym koronkowym kołnierzyku, w długiej spódnicy bez żadnej zagniecionej fałdki siedzi obok pradziadka wyprostowana jak struna, otoczona siedmiorgiem dzieci.

Tyle opowieści słyszałam, a tak mało pamiętam. Ale jestem szczęśliwa, że mam chociaż te wspomnienia. Mojej prababci. I moich dwóch kochanych babć. I już zawsze słowo „babcia” będzie mi się kojarzyło z zapachem piernika i ze smakiem pączków, z wełnianymi skarpetkami i grą w chińczyka. I przede wszystkim z wolno biegnącym czasem. Tak przecież było. Było leniwie, spokojnie. Prababcia nie oglądała telewizji, nie miała komputera ani komórki. Miała za to trzy zapisane drobnym maczkiem książki kucharskie. Wiem też, że prababcia Bolesia lubiła pływać. Mam jej zdjęcia w wełnianym kostiumie kąpielowym, który sobie pewnie sama wydziergała. Wyglądała na szczęśliwą. Szkoda, że nigdy nie zapytałam jej, czy jej mama, ta nieznana praprababcia Rozalia ze zdjęcia, miała szansę zanurzyć głowę w jeziorze czy rzece? Czy kiedykolwiek miała szansę jechać na rowerze albo pobiec dziesięć kilometrów? Czy uprawiała jakieś ćwiczenia fizyczne? Czy jej smukła sylwetka było po prostu efektem ,,jedzenia jak ptaszek”? Szkoda, ale raczej nigdy się tego nie dowiem.

Gdy myślę o tym, jaka była, nasuwa mi się pytanie: jakie są dzisiejsze babcie? Jak bardzo się różnią od tamtych, żyjących sto lat temu? Z czym słowo „babcia” będzie się kojarzyło Marysi i Ani?

Myślę, że te dzisiejsze mają szansę kojarzyć się z milionem innych rzeczy. Co się nie zmieniło? Gdzie można znaleźć podobieństwo między babcią z 2018 a babcią z 1918?

  1. Nadal u babci jest najlepszy rosół i są najlepsze naleśniki (ja eksperymentuję i może przesadzam z tą mąką orkiszową).
  2. To babcie uszyją najfajniejszy strój na bal przebierańców (ja umiem tylko przyszyć guzik).
  3. Babcie znają milion piosenek (w odróżnieniu ode mnie nie fałszują i jeszcze na dodatek wychodzi im śpiew w duecie).
  4. Babcia zawsze przytuli, podmucha na zdarte kolanko, przygotuje ciepłe kakao na smutki.

Ale przyznajcie, coś się zmieniło.

  1. Babć po prostu często nie ma w domu. I to nie dlatego, że idą na herbatkę do przyjaciółki. Nie. Babcie są albo na trekkingu w Nepalu, albo w górach w Gruzji, albo gdzieś w Indiach (bez kontaktu).
  2. Z babciami można skakać na główkę do wody i nurkować na dno basenu (też potrafię).
  3. To babcie znają asany w jodze i potrafią wykonać Powitanie Słońca (na mojej liście rzeczy „do nauczenia” :))
  4. To babcie umawiają się na jazdę konną z Marysią i Anią w czasie naszego pobytu w Bieszczadach, podczas gdy ja idę karmić króliczka.

Aż się boję myśleć, co szalonego wymyślą babcie następnym razem?

I czy my damy radę za nimi nadążyć? 🙂

No i tu pojawia się pytanie, gdzie się podziały tamte babcie, które zawsze były w domu, które wiecznie coś zaprawiały, piekły, nadziewały, a w wolnych chwilach układały pasjansa albo robiły następny sweterek na drutach (jak ja mogłam nie lubić ich nosić?).

Gdzie te babcie, które zawsze miały najlepsze na świecie ciasteczka schowane w metalowym pudełku?

Gdzie te babcie, które zawsze nosiły spódnice i sukienki, a w ich szafach wisiały halki z koronkami?

Gdzie te babcie, które spały w koszulach nocnych do kostek i zawsze miały wypastowane buty?

Ale jedno zostało na pewno. Na pewno nadal babcie opowiadają najlepsze na świecie bajki, snują opowiadania o naszym dzieciństwie. I o swoich babciach.

Mamy takie wielkie szczęście, że mogłyśmy się poznać. Tyle pokoleń kobiet. Tak różnych, a jednak tak podobnych. Ja chcę mieć wielką kolekcję moich wspomnień, wielki album moich przeżyć. Kiedyś (wkrótce to wszystko zapiszę) znajdę czas, żeby napisać o zapachach, o smakach, żeby moja prawnuczka albo prawnuk wiedzieli, jaka byłam naprawdę… Póki to jeszcze pamiętam. Chyba dlatego przenoszę wielką skrzynię, w której trzymam stare listy i inne pamiątki z dzieciństwa, do swojego każdego miejsca zamieszkania. Ile tam skarbów i wspomnień. Ile tam moich uczuć!

P.S. Zauważyliście to co ja? Nasze dzieci też uwielbiają te opowieści o swoich dziadkach/pradziadkach. Często zamiast bajki na dobranoc Ania prosi: „Mamo, opowiedz mi, jak babcia była mała i szła po mleko do gospodarza”.

 

Wspólpraca z marką Voltaren od GSK #spon #rozruszajstawy 

 

 

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są zaznaczone