Kilka miesięcy temu, dostałam taką wiadomość na FB:
,,Jeżeli kiedyś będziesz organizować jakiś wyjazd jadę z tobą. Pozdrawiam Ania”.
Taki babski weekend marzył mi się od dawna. Lubię wyzwania, pomyślałam – spróbuję.
– No pewnie! Paweł jak zwykle zaaprobował od razu. Jego wiara w moje możliwości mnie szokuje! Ciekawe jakby zareagował, jak bym mu powiedziała, że np chcę… zrobić licencję pilota. Bo gdybym mu powiedziała, że chcę ukończyć pełen dystans IronMana to nawet by okiem nie mrugnął tylko sam by mnie zapisał i rozpisał cały plan treningowy 🙂
No to ok. Jedziemy na babski weekend!
I potem już poszło.
Miałam szczęście (jak zawsze, tfu ,tfu! ), że:
- Znalazłam TO miejsce. Czarny Kos. Borkowo, blisko Gdańska, Kameralny hotel prowadzony przez Magdę, z którą nadajesz na tych samych falach, która jest pozytywnie zakręcona, którą po pięciu minutach rozmowy traktujesz jakbyś ją znała od lat. Miejsce położone tak blisko jeziora, szumu drzew, ptasich gniazd. Miejsce, w którym Pan Tomasz gotuje slow foodowo, łączy lokalne plony z nowoczesnymi specjałami kuchni świata.
Tu dowiedziałam się, że kaszubska “peperleszka” to po prostu kurka.
Magiczna atmosfera miejsca. - Pogoda dopisała! Prognozy były nieciekawe – ulewne deszcze. Atu tylko raz lekka mżawka! I nawet podczas porannego treningu w niedzielę świeciło nam słońce 🙂
- Wsparcie czułam na każdym kroku ☺
- Nike – dzięki za super koszulki! Czułyśmy się w nich świetnie i tak też wyglądałyśmy prawda? 🙂
- Kross – bidony z różowym napisem wpasowały się idealnie w kolorystykę TriMamową☺
- Klubben Fit– wasze maty i gadżety do ćwiczeń sprawiały, że ćwiczyło się, relaksowało (przy wieczornym wyciszeniu przy świecach) naprawdę komfortowo. A vouchery na zakupy w Waszym sklepie to już wisienka na torcie!
- TriRodzina – TriBrat poprowadził Nordic Walking po kaszubskich ścieżkach. Naprawdę można było się zmęczyć.
TriTata przeczołgał nas na rowerach po kaszubskich wzniesieniach (dla mnie to były górskie szczyty i granie!) i błocie ☺ - Angelika założycielka PowerHouse Pilates Studio, trenerka pilatesu, pasjonatka. Zajęcia z nią były boskie! Miałyśmy szansę na nowo poznać swoje ciało i mięśnie. Bolało wszystko – te mięśnie które znam, i te o których istnieniu dopiero się dowiedziałam.
- Marek Wikiera, który przyjechał żeby nas jeszcze dokręcić motywacyjnie. Nie wiem, czy któraś z nas zdecyduje się przebiec 225 km po pustyni (chociaż jednej!), ale na pewno będziemy myślały o Marku, kiedy będziemy sobie powtarzać: chcieć to móc, móc to chcieć..
- No i najważniejsze, One. Dziewczyny, które przyjechały na weekend były „takie moje”.
Każda inna, każda ze swoimi problemami, każda z dobrą energią, z pozytywną duszą i otwartą głową. Miało być głównie sportowo. I było. Biegałyśmy, chodziłyśmy, pedałowałyśmy, ćwiczyłyśmy pilates i rozciągałyśmy się. Do dzisiaj czuję na czym siedzę☺ Spociłyśmy się, ubrudziłyśmy błotem aby potem zregenerować się podczas masażu i połazić w mięciutkich różowych szlafroczkach 🙂
Kiedy miałyśmy chwilę (najczęściej przy stole) to wymieniałyśmy się czym popadnie: przepisami, adresami , informacjami (jaki jest najlepszy ekspres do kawy, patelnia która nie przypala, jaki rower na treningi, a jaki na zawody, kiedy odstawić malucha od piersi). Ktoś komuś pożyczył brakującą część garderoby, ktoś komuś poprawił fryzurę ( dzięki Wiola!).
Do dzisiaj, kiedy zamykam wieczorem oczy, przelatuje mi przez głowę: orzeszek, pępek do kręgosłupa, kuleczki, koktajle, wzmacnianie, rozciąganie, podjazdy, spinanie, rozluźnianie, rozgrzewka, koordynacja. Dużo tego było! Wszystko to jednak układa się potem w puzzle. I nie brakuje ani jednego elementu.
Myślę, że udało nam się naładować baterie. Jakoś łatwiej będzie tą jesienną aurę przetrwać. Udało nam się wzajemnie zmotywować, zainspirować, po prostu zrobić coś dla siebie. Kiedy dostaję wiadomości:
“wyszłam z domu, przebiegłam 3 km”,
„nie palę od wikendu TriMamowego”
“ten weekend dał mi kopa do działania, wiarę w moje możliwości”,
“ten wypad dał mi wytchnienie od codzienności”,
“ten weekend dał mi ogromny odpoczynek i motywację”,pozwolił otworzyć umysł i zrelaksować się”,
“w moich żyłach płynie dużo pozytywnej, kobiecej energii”,
“wracam do domu zrelaksowana i aktywnie spełniona”
Miałam lekką obawę, czy się odnajdę na obozie „mam”, ale to, co we mnie pozostało to nasze wspólne odkrycie, jak wiele mamy talentów, jak wiele możemy sobie dać. Bo choć różne, to w końcu baby :)”
wtedy czuję, że wyszło! Naprawdę udało mi się osiągnąć to co planowałam. Sama czuję się szczęśliwa! Jeszcze tylko brakuje, żeby wystartowały ze mną w triathlonie. Liczę na Was dziewczyny!
Mi osobiście udało się„przewietrzyć” głowę. Na chwilę. Bo już się kłębi od nowych pomysłów. A już na pewno korci mnie kolejny taki weekend. Może już wkrótce!! 🙂
P.S. Po weekendzie, Ania wysłała mi taki wierszyk inspirację i napisała:”Chodził mi po głowie taki wierszyk dla dzieci. Gdy w końcu go znalazłam, oniemiałam. Jego tytuł to motto naszego obozu!”. Coś w tym jest!
Wszyscy dla wszystkich, Julian Tuwim
Murarz domy buduje,
Krawiec szyje ubrania,
Ale gdzieżby co uszył,
Gdyby nie miał mieszkania?
A i murarz by przecie
Na robotę nie ruszył,
Gdyby krawiec mu spodni
I fartucha nie uszył.
Piekarz musi miećbuty,
Więc do szewca iść trzeba,
No, a gdyby nie piekarz,
Toby szewc nie miał chleba.
Tak dla wspólnej korzyści
I dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować,
Mój maleńki kolego.
Poczucie zyciowego sukcesu odczuwamy wtedy, gdy uporzadkujemy sobie te obszary zycia we wlasciwej dla nas kolejnosci i?