Bajka o Złotej Rybce
Dawno, dawno temu…a dokładnie 10 lat i 18 dni tamtego czasu – nad wielkim morzem, które Bałtyk się nazywa – odbyło się huczne wesele. Miejscowy chłopak ożenił się z panną z tego samego miasta. Znali się od wielu lat, nikogo więc nie zdziwiła ich decyzja. Weselisko było, że hej! Najechali się znajomi z sąsiednich miast i wsi, a nawet przybyli na tę uroczystość weselnicy zza morza. Wszędzie słychać było wielkiego chłopa z Australii i małego rudzielca z Irlandii. Dyskutowali o urodzie miejscowych panien. Przyjechały także szeroko uśmiechnięte dziewczyny z samej Ameryki, które rozmawiały o urodzie miejscowych chłopaków. Welon panny młodej niosły jej koleżanki, z którymi ona przed laty pobierała nauki w zamorskich uniwersytetach. Zjechały się wszystkie ciotki i wujkowie pana i panny młodej, ich bracia i siostry. Podano mnóstwo jedzenia, wypito mnóstwo wina, a odgłosy zabawy słychać było po drugiej stronie morza.
Wesele trwało 3 dni i 3 noce. Wszystkich potem bolały nogi (od tańczenia), głowy (chyba od picia) i ręce (od gadania w rożnych językach).
Od tamtego czasu mąż i żona co roku przychodzili w to samo miejsce. Lubili patrzeć na morze i słuchać szumu fal. Minęło kolejne lato, spadły następne liście, roztopił się kolejny śnieg i znowu przyleciały ptaki. I tak nie wiadomo kiedy minęło 10 lat. W rocznicę swojego ślubu wrócili nad brzeg morza. Kiedy tak patrzyli na granatową wodę, która tak samo wyglądała jak przed laty (o zanieczyszczeniu Bałtyku pogadamy kiedy indziej) mąż nagle się odezwał. „Pamiętasz jak wtedy, kiedy wzięliśmy ślub, poszedłem tu popływać?”. Żona przewróciła oczyma do góry i westchnęła. Oczywiście, że pamiętała. Wszyscy się super bawili, a jej świeżo poślubiony mąż musiał zrobić jakiś zaplanowany trening w wodzie.
„Wiesz co złapałem wtedy w rękę?”. Żona zamknęła oczy z przerażeniem nawet nie próbując sobie wyobrazić co tam się wynurzyło z otchłani bałtyckiego morza…
„Złotą rybkę!!!”.
„No coś Ty” – żona spojrzała na swojego męża z irytacją. „Po dziesięciu latach nagle się dowiaduje takich rzeczy!”.
„I co?” – zapytała poirytowana. „O co ją poprosiłeś? Co odpowiedziała?”.
„Przecież ryby nie mówią…” – mąż spojrzał na nią, jakby ją widział pierwszy raz w życiu. Kobieta westchnęła. Kochała swojego męża ale czasami marzyła, żeby był bardziej romantyczny…
Nieraz sobie wyobrażała, że stoi na progu domu z naręczem świeżo zerwanych polnych kwiatów. Albo, że zawiązuje Jej opaskę na oczy i zabiera w najbardziej magiczne miejsce na świecie.
Ale z drugiej strony – przychodzi z Nią w to samo miejsce od dziesięciu lat, a Ona czuje się jak wtedy tamtego dnia. „Ja, Natalia, biorę Ciebie Pawle za męża”. „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci…”.
,,A poza tym”… z zamyślenia wybił ją głos męża. „Tak sobie myślę, że ona chyba i tak mnie rozumiała, bo spełniła wszystkie moje marzenia”.
„O rany!” – żona spojrzała na swojego męża jakby to teraz ona po raz pierwszy go widziała na oczy. Ale romantyk „Wiesz co?… Moje też!”.
P.S. To wcale nieprawda, że w Bałtyku nie ma złotych rybek. Na pewno są – w pewnym magicznym miejscu. Wystarczy tylko przyjść, zamknąć oczy i wypowiedzieć życzenie.
Dajcie znać czy Wam się spełniło… 🙂