Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Pawła wciśniętego pomiędzy Adasia i Anię.
Spał jak zabity. „Kto to może być?” zastanawiałam się schodząc w dół po schodach. „W środku nocy!?”.
Za drzwiami stał wielki mężczyzna z siwą brodą do pasa, ubrany w długie futro i nie pytając o pozwolenie minął mnie w przedpokoju, siadając na sofie.
„Zrób mi dziecko herbatkę, taką zimową z miodem, cytryną i goździkami. I koniecznie dolej kilka kropel okowity, bo zimno okrutne” powiedział, zdejmując kożuch i otrzepując go z wielkich połaci śniegu.
„Śnieg pada?” zdziwiłam się.
„Co za noc” kontynuował mój niespodziewany przybysz. „Od kiedy nie można rozpalać ognisk w lesie, te coroczne eskapady są coraz bardziej uciążliwe. Nawet nie ma porządnego ognia przy którym można by się ogrzać” wskazał ma nasz kominek. „ I oczywiście reszta jak co roku będzie się spóźniała” zamruczał pod brodą.
„Już robię herbatę” powiedziałam, nie mając pojęcia co to okowita ale czując pod skórą, że wiśniowa nalewka wujka Szymka może spróbować ją zastąpić. Kiedy wręczałam mu kubek z parującym naparem znowu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam… młodszą wersję tego brodatego jegomościa, który głośno właśnie siorbał mój wiśniowy napar. I wtedy nagle do mnie dotarło. Przecież ja ich dobrze znam…. To Bracia Miesiące. Ten, który właśnie zdejmował grube rękawiczki to nikt inny jak LUTY, a ten następny który wszedł tuż po nim to MARZEC. Z przerażeniem patrzyłam jak jego obłocone buty zostawiają ślady na mojej świeżo umytej podłodze.
„KWIECIEŃ zaraz przyjdzie” oznajmił siedzącym braciom, „ogląda ogródek”.
„Ale, ja mogę się przedstawić” następny gość wyciągnął do mnie rękę z bukietem kwiatów. „Nazywam się…”.
„MAJ” powiedziałam głośno zanim zdążył dokończyć. „Jesteś MAJ”. „A ty CZERWIEC, prawda?” westchnęłam z zachwytem na widok przystojnego młodzieńca o promiennej twarzy.
„Zapraszam” wciągnęłam brzuch żeby zrobić miejsce w przedpokoju dwóm następnym gościom. Od lat nie mogłam się zdecydować, który jest moim letnim faworytem, czy LIPIEC z jasnymi włosami sięgającymi do ramion, czy SIERPIEŃ, którego wianek ze zbóż na głowie kojarzył mi się zawsze z nostalgicznym zakończeniem lata.
WRZESIEŃ wyrwał mnie z zadumy stawiając z ciężkim westchnieniem torbę pełną książek w przedpokoju. „Jestem punktualnie?” zapytał? „nie cierpię spóźnienia i…nieodrobionych lekcji, braku uwagi i podpowiadania, prawda bracie?”.
PAŹDZIERNIK klepnął go w plecy i odwrócił się do stojącego w holu mężczyzny. ,,LISTOPADZIE, dość już tego kichania, zostaw parasol w przedpokoju”. Listopad zamruczał coś smętnie pod nosem.
„Naprawdę mógłbyś się postarać mniej zrzędzić i smęcić. Więcej optymizmu bracie .Ho ho ho. Wykrzyknął ostatni gość.
„Choć no tu do mnie”. Powiedział przytulając mnie mocno.
GRUDZIEŃ. Mój ulubiony z braci. Tyle z nim przeszłam. Od moich urodzin 38 lat temu, trzymał mnie za rękę po mojej operacji, był przy narodzinach Marysi, dzwonił dzwonkami w czasie kiermaszu charytatywnego dwa lata temu i potem jak podsunął mi pomysł zorganizowania „Piątki od Serca”. Miał w sobie magię. Grudzień był dla mnie jak członek rodziny.
„Wpadliśmy, żeby zobaczyć czy u Ciebie wszystko w porządku. Siadaj proszę” powiedział LIPIEC wskazując mi miejsce obok siebie.
„Widzę, że masz teraz dłuższe włosy. Miło było zobaczyć całą rodzinę i przyjaciół z TriMama Team podczas startu w Bydgoszcz Triathlon. Pogratuluj mamie! Taki debiut i od razu podium?” Fiu, fiu, fiu -zagwizdał. „Pewnie byłaś z niej bardzo dumna”.
„A ja byłem dumny z Ciebie – uśmiechnął się do mnie KWIECIEŃ kiedy zostałaś mianowana radną dzielnicy. Cieszę się bardzo, że za mojego panowania powołałaś do życia Fundację TriMama. Będziesz mogła jeszcze skuteczniej pomagać i działać!
„A jak się udał pobyt na Półwyspie?” uśmiechnął się do mnie SIERPIEŃ.
,,Jak zawsze było super- odwzajemniłam uśmiech. No wiesz życie w przyczepie, luz, rowery, dziewczyny zrobiły duży postęp na deskach”.
,, Wiem… Cieszę się bardzo. Pod koniec mojego panowania dużo płakałaś. Ze wzruszenia kiedy to odstawiałaś Adasia od piersi. Noś te wspomnienia i chwile na zawsze w sercu. Macie niesamowitą więź…”.
„A jak śmigały na nartach!” – przerwał LUTY. Nie udało mi się załatwić tyle śniegu ile chciałem…”. Widziałam, że jest mu przykro, więc szybko go pocieszałam. „Mieliśmy cudowną miejscówkę, byliśmy fajną grupą, tak nam się spodobało, że jedziemy znowu! Masz szansę sypnąć śniegiem!”. Chciałam jeszcze coś dodać, ale przerwał mi MAJ.
„A jak tam Adaś? – zapytał, czy sprawdza się, że dzieci rodzone podczas mojego panowania są radosne i wiecznie się uśmiechają? Postarałem się żeby jego urodzinowy dzień był słoneczny żebyś mogła zaprosić gości do ogrodu”.
„Było genialnie! – powiedziałam , a Adaś rzeczywiście jest taki …w głowie szukałam właściwego słowa…no właśnie taki majowy”.
„Na mnie też nie powinnaś powiedzieć złego słowa prawda? MARZEC mrugnął do mnie okiem. „No tak – pomyślałam, sześćdziesiątka Mamy w Ejlacie! Przypomniałam sobie nasze wykonanie Mamma Mia uwieńczone finalnym skokiem w ciuchach do basenu!
,, A jak Ci się podobało taplanie w błocie i Twój pierwszy w życiu bieg z przeszkodami? – uśmiechnął się do mnie CZERWIEC. Udało Ci się stworzyć niesamowitą drużynę TriMama Team. Runmagedon pokazał Wam, że możecie na siebie liczyć w każdej sytuacji!”. Cieszę się, że tak dobrze się bawiłyście!”.
„A Tobie PAŹDZIERNIKU dziękuję, że pomogłeś mi zorganizować weekend TriMamy. Było tak kobieco i energetycznie. Gdyby nie to doładowanie energii wśród niesamowitych dziewczyn, gdyby nie ten pozytywny weekend to nie wiem czy miałąbym siłę na…
„LISTOPAD” odezwał się ten nie wiem dlaczego zawsze najbardziej ponury z braci – To co powiesz o mnie? Jestem pewny, że nawet nie zauważyłaś kiedy minęło moje panowanie.
To prawda. O rany, jak ja się martwiłam kiedy te listopadowe dni, tygodnie mjały niewiadomo kiedy. Z przerażeniem patrzyłam na stosy kartek z adnotacjami pilne, bardzo pilne, najpilniejsze i tylko myślałam co jeszcze jest do załatwienia do naszego biegu „Piątka od serca” i żeby zebrać jak najwięcej pieniędzy dla chorych dzieci!
„Listopadzie gdyby nie ty to byśmy z Grudniem nie dali rady! Prawda Grudniu? zwóciłam się do mojego ukochanego miesiąca.
„To w całości Twoja zasługa. – uśmiechnął się ciepło, jak tylko on potrafił. Twoja i Twoich przyjaciół i tylu obcych ludzi, których połączyła dobroć.
„Ludzie” – głos STYCZNIA ZABRZMIAŁ donośnie. Cały czas od przyjścia wpatrywał się ze smutkiem w kominek. Ale kiedy odezwał się ze ściśniętym sercem czekałam i wiedziałam co powie…
„Ja wiem ,że mój czas był niełatwym dla Was, dla Gdańska. Styczeń mówiąc to patrzył na mnie ze smutkiem i żalem. ,, Byłoby zupełnie inaczej, gdyby ludzie byli dla siebie zawsze byli dobrzy, ale niestety bywają też okrutni.
Wiem ile smierć Prezydenta Adamowicza, przyniosła bólu ludziom, których tak dobrze znasz.
Czułam, że łzy spływają mi po twarzy, widziałam też, że wszyscy bracia nagle ucichli i posmutnieli.
„Chciałoby się zawsze przynosić tylko dobro i szczęście. Ale takie jest życie. Ważne żeby umieć się pozbierać po smutku, żeby dalej żyć, nie tracąc z oczu tego co najważniejsze, innych ludzi .
Styczeń wstał z kanapy i podszedł do mnie. Poczułam jego ciepłą rękę na swoim moim mokrym policzku i czułam jak robi mi ciepło na duszy…
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Pawła wciśniętego pomiędzy Adasia i Ankę.
Wiedziałam, że na dole nie znajdę śladów błota w przedpokoju, że w szafce butelka z wiśniówka wujka Szymka jest nietknięta, ale czułam taki spokój i takie radosne przeświadczenie, że ten Nowy Rok będzie dobry.
Że będę się bardzo starała…