Nie wiedziałam, czy tam dotrę… Przecież do tej pory nikomu się nie udało ich zobaczyć. Wprawdzie krążyły opowieści (nawet w mojej rodzinie) o dziwnie ubranych mężczyznach wychodzących z gęstwiny drzew w ostatnią grudniową noc. Podobno też ktoś kiedyś widział wielką łunę nad lasem (a nikt nie słyszał straży pożarnej), a jedna para nawet zarzekała się, że słyszała chór męskich głosów i śmiech, który dochodził ze środku lasu – a wokół nie było widać żadnych śladów ludzkiej stopy. Ale tak naprawdę mało kto w to wierzył, no może poza mną… Znałam tą opowieść od dzieciństwa i już od 30 lat marzyłam, żeby ich zobaczyć – 12 braci. 12 miesięcy. I posłuchać ich życzeń…
Gałąź uderzyła mnie w policzek. „Au! Serio, muszę bardziej uważać: – pomyślałam, bo co ja powiem jutro Pawłowi, jak mnie zapyta o te podrapane policzki. Ruszyłam dalej. Pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami widziałam ciepłe światło. To musi być to, musi. Uśmiechnęłam się do siebie. Nareszcie ich zobaczę. Coś mi przeleciało pomiędzy nogami. Lis? A może mysz? W ogóle nie miało to żadnego znaczenia, nie odczuwałam żadnego strachu, chciałam tylko jeszcze trochę się zbliżyć. Po chwili zaczęłam słyszeć odgłosy pękającego w ognisku drzewa i śmiech, męski śmiech, dobywający się z 12 gardeł. O Boże… są!
Przycupnęłam za drzewem, wstrzymują oddech i spojrzałam na nich. Byli jak… z mojej bajki… Dokładnie tacy, jak sobie ich wyobrażałam.
Siedzieli naokoło wielkiego ogniska. Tylko jeden z braci stał. To Styczeń, pomyślałam. Miał futro sięgające do ziemi i długą srebrzystą brodę… No dobrze bracia, czas wrócić do pracy. Kogo teraz omawiamy? „Natalia, TriMama” podpowiedział siedzący po prawej brat. Serce zaczęło mi łomotać jak szalone. To o mnie?! Mówią o mnie?!
„Niech no pomyślę”, Styczeń pogładził swoją długą brodę. Mój prezent będzie prosty. Dam jej rodzinie śnieg, dam narty i sanki, dam im wielkiego bałwana. I obiecasz im ten śnieg? Luty spoglądał na brata z podejrzliwością. „Ostatnio jakoś ci to nie wychodziło”… To wyślę ich do Zakopanego. Oznajmił Styczeń z uśmiechem i usiadł uznając sprawę za zamkniętą.
„A ja”, Luty odchrząknął i spojrzał na pozostałych, czy wszyscy go słuchają. „A ja… Dam jej w podarunku pierwszy wspólny trening”. Sprawię, że uda się jej zarazić ludzi do wspólnego biegania i będą to robić z radością. I dam jej oczywiście romantyczną randkę w Walentynki. Z mężem oczywiście”, mrugnął szelmowsko okiem. Gdzieniegdzie słychać było zniecierpliwione westchnienia. Luty zawsze starał się dokładać do swoich życzeń pierwsze pocałunki, oświadczyny. Wszyscy wiedzieli również, że intensywnie ćwiczy na pianinie „Marsz weselny”, ale i tak daleko mu do Maja, który potrafił go zagrać jak żaden z braci.
„Ja…”, zaczął Marzec lekko dźwigając się. Zamarłam w oczekiwaniu. Nie zawsze Marzec był dla mnie łaskawy.
„Ja… pozwolę jej zobaczyć pierwsze pąki na drzewach, pierwsze kwiatki w ogrodzie. Sprawię, że sarenki będą podchodziły pod jej okna, a ptaszki będą ją rano budziły swoim pięknym śpiewem”. Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Jak mogłam przez sekundę pomyśleć, że Marzec znowu mnie zasmuci…
„Moja kolej” – podniósł się Kwiecień. Był ubrany lżej niż Marzec i mogłabym przysiąc, że na stopach ma buty do biegania. Serio, „najki”? „Ta grupa biegowa, którą założyła dzięki Tobie” – zwrócił się do Lutego, „przebiegnie wspólnie pierwsze 5 km”. Będzie to dla nich bieg pełen wzruszeń, radości, poczucia jedności. Mówiąc to Kwiecień potruchtał w miejscu naprężając muskuły. Nawet nie miałam czasu zastanowić się nad jego słowami, bo już następny z mężczyzn zabrał głos.
Maj był piękny. Chyba najpiękniejszy ze wszystkich braci. Nie mogłam oderwać wzroku od lazurowych oczu i radosnego uśmiechu. ,,Mój czas będzie szczęśliwy” powiedział donośnych głosem. ,,Nazwę go Rowerowy Maj i dam ludziom radość z pedałowania po dróżkach i drogach. Radość z szaleństwa na dwóch kółkach”. „Z tego co pamiętam”, Marzec podniósł do góry rękę, „jej najmłodsza córka ma dopiero 3 lata i…”.
Nauczy się, przerwał mu Maj z szelmowskim uśmiechem. Zadziwi wszystkich…
„To jest fajny prezent bracie”, Czerwiec, klepnął brata w ramię. Wszyscy znacie moją miłość do roweru. Po czym z uśmiechem wskazał oparty o stara sosnę nowiutką czerwoną szosówkę. Nie będę wymyślał nic nowego, podłączę się do Ciebie. I sprezentuję dzieciom nowe rowerki na Dzień Dziecka.
Kiedy przyszła kolej na następnego brata, wiedziałam że to lipiec. Wyglądał jak ten z mojej bajki, włosy miał długie i potargane, skórę bardziej opaloną niż pozostali, właściwie wyglądał jakby przyjechał prosto z urlopu na Karaibach. „Nie ma wylegiwania się”, oznajmił. Otworzyłam oczy ze zdumienia. I kto to mówi? Bedą 3 starty w triathlonie, podczas jednego aż 1500 m w otwartym morzu.
„Ej, nie przesadzaj. Z tego co pamiętam ona boi się wody!”. Nie wiedziałam czy Kwiecień żartuje, czy serio tak myśli. Może nie jestem jak ryba w wodzie, ale chyba trochę przesadził z tym strachem. Z drugiej strony… 1500 m? „Nie bój się Kwietniu”, Lipiec machnął ręką. „Sprawię, że fala będzie malutka a doping wielki będzie na mecie…”. I wiesz co Czerwcu: „Nie tylko Ty myślisz o dzieciach. Tym razem dam jej też triathlon rodzinny. Niech poczuje prawdziwą dumę, jak jej małe córeczki dostaną medale za pierwszy mini triathlon. Tym razem miałam wrażenie, że w gardle rośnie mi jakaś kula. „Dziękuję”, szepnęłam…
„Sierpniu, sierpniu” – Lipiec potrząsnął za ramię leżącego brata. „Chyba się rozmarzyłem” westchnął sierpień. „Lagom”, zachichotał Marzec. „Hygge” parsknął śmiechem Maj. „A żebyście wiedzieli”, Sierpień podparł się na lewym ramieniu. Taki będzie mój prezent – będzie trawa w ogrodzie, będą spotkania z przyjaciółmi, będą świeczki wieczorem na tarasie i sałata z rukoli z własnego ogródka…
Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na Września. Długo milczał i wpatrywał się w ognisko. „Pamiętasz bracie?”, spojrzał na Sierpnia. W zeszłym roku powiedziałeś: „sprawiłem jej najpiękniejszy prezent o którym marzyła, daję jej własny dom”. „Pamiętam”, Sierpień uśmiechnął się. „A co? Masz coś lepszego?” „Mam”. Wrzesień uśmiechnął się tajemniczo. „Mam”.
A co jest jej większym marzeniem? No… chyba, że…”. Sierpień zawiesił głos.
Wszyscy z niecierpliwieniem wpatrywali się w twarz Września. O czym on mówi? Zacisnęłam oczy i wstrzymałam oddech… Czy ja naprawdę to słyszałam? Czy on powiedział trzecie dziecko, syn?!
„Brawo bracie! Brawo Wrzesień!”, bracia zaczęli klaskać i wiwatować. A ja nic nie mogłam na to poradzić, łzy płynęły mi po policzkach. Jeżeli to się tylko sprawdzi, jeżeli to prawda…
Nie słyszałam co powiedział Październik – chyba, że nie będę mogła o niczym innym myśleć, że będzie mi niedobrze i stracę całą energię. Kto by się tym teraz przejmował?
Zanim Listopad się odezwał, wiedziałam co powie – „Dam jej już 5. rocznicę od udanej operacji. Mówiłem, że zawsze będzie o tym pamiętać. I niech tak zostanie. I nigdy tego nie zapomni”.
Podniósł się ostatni brat, Grudzień. Nie mogłam się nie roześmiać. Wyglądał jak moje wyobrażenie Świętego Mikołaja. Biała pokręcona broda sięgała mu do pasa a na nosie miał całkiem „fancy” druciane okulary. Piękne prezenty bracia daliście tej dziewczynie. Zresztą jak co roku. Myślę, że je docenia, że jest szczęśliwa. Popatrzył na pozostałych, którzy kiwali głowami potakując. Ja chciałbym żeby umiała się dzielić swoim szczęściem i radością z innymi. Żeby nie straciła zapału do pomagania tym, którzy tego potrzebują. Marzy mi się (przymknął oczy w zamyśleniu), żeby ludzie potrafili dzielić się zawsze z innymi. Sprawię, że ten charytatywny kiermasz, który zorganizuje będzie właśnie taki. Będzie kolorowy, ciepły i magiczny. Sprawi, że ludzie na chwile zapomną o swoich kłopotach a będą myśleli o tym, jak dobrze jest móc pomagać innym. I nie tylko w grudniu, ale…”, tu spojrzał wokół na swoich braci „… w każdym miesiącu, przez cały rok”.
Odwrócił się do tyłu i spojrzał na mnie. „Chodź dziecko do nas, wiemy że tam jesteś, usiądź sobie, pewnie nieźle przemarzłaś”. Wyszłam zza drzew, podeszłam do ogniska. Wcale nie czułam strachu ani skrępowania siadając obok Grudnia. Jakbym wiedziała, że tu jest moje miejsce. Spojrzałam na uśmiechnięte wokół twarze. A jednak to nie sen, pomyślałam. Bracia Miesiące to nie bajka… Ale czy ktokolwiek mi uwierzy?!
Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę!!!