Jak wprowadzić rytm slow do naszego życia w biegu?
Życie w tempie slow nie jest proste. Doba nadal ma tylko 24 godziny, a ja z każdym rokiem, ba – z każdym miesiącem dokładam do mojego planu codziennych zajęć jakąś nową pozycję. Mam przy tym nieodparte wrażenie, że życie przyspiesza z roku na rok. Ale może mi się tylko tak wydaje? Bo z jednej strony wiele rzeczy można załatwić nie wychodząc w ogóle z domu, nie przerzucając tomów encyklopedii. Powinno nam to oszczędzić trochę czasu, ale my (a już na pewno ja) zaraz wymyślamy coś w zamian (zaległe maile, układanie ciuchów w szafie, pranie)… I mija następny dzień. Dobrze jak mamy czas to zauważyć.
Ostatnio u mnie się już w ogóle pogorszyło 🙂 Chociażby dlatego, że regularniej trenuję (sezon triathlonowy), przydomowy ogródek – warzywny (głównie babci Zosi) i kwiatowo-ziołowy (absolutnie mój) wymagają codziennego dopieszczania, Ania (najmłodsza) chodzi już regularnie na basen, a Marysi w tygodniowym planie doszła dodatkowo nauka gry na pianinie.
Pytam się więc – „jak tu zwolnić”?. Jak znaleźć czas, żeby położyć się na ziemi i patrzeć jak rośnie rzodkiewka, a nie tylko wyrywać ją pospiesznie, bo potrzebna do chłodnika. Czasami udaje się nam złapać rytm slow i zwolnić, tak jak to było rok temu podczas wakacji w Bieszczadach, gdzie telefon nie dzwonił, bo nie było zasięgu, a Internet był tak wolny, że szkoda było otwierać laptopa. Gdzie mogliśmy rano patrzeć i patrzeć na chmurki płynące na niebie, a wieczorem grać w gry i po prostu ….gadać, gadać, gadać. Oczywiście wszyscy wiemy jakie korzyści niesie życie w wersji SLOW. Wiemy, że każdy potrzebuje jakiegoś resetu od czasu do czasu, wrzucenia na luz. Paradoksalnie, brakuje nam czasu żeby zwolnić. Przeczytałam (mam wrażenie, że to było sto lat temu ) parę artykułów na ten temat. Udało mi się (to dopiero cud!) przeczytać dwie książki o życiu świadomym i czasie nieutraconym. Od razu skojarzyło mi się z jazdą pociągiem. Jeszcze niedawno pociąg relacji Gdańsk – Warszawa jechał prawie 7 godzin (o zgrozo!), ale wtedy patrząc na obrazy przesuwające się za oknem mogłam zobaczyć jak zboża kołyszą się na wietrze i jak pies macha ogonem. Dziś jeżdżę pendolino (podróż trwa 2 i pół godziny) a obrazy za oknem przesuwają się w szalonym tempie. Tak właśnie jest z życiem slow. Dostrzegamy drobiazgi, możemy delektować się chwilą, czujemy podmuch wiatru na twarzy. Życie w tempie Strusia Pędziwiatra na pewno przyspieszy nam akcję serca i podniesie ciśnienie, ale raczej nie można tego zaliczyć do plusów… W ogóle myślę, że kiedyś byłam dumna, że potrafię robić sto rzeczy na raz. Dziś wiem, że multizadaniowość wcale nie oznacza, że jest łatwiej na co dzień.
No więc chciałabym wprowadzić trochę slow to mojego fast życia.
Teoretycznie wiem co powinnam zrobić.
- Przede wszystkim priorytety. Wybrać z listy „things to do” (rzeczy do zrobienia) te najważniejsze. Czyli w praktyce wykreślić 20 punktów i zostawić np. 4. I tego się trzymać.
- Skupić się na tym co się robi w danym momencie. Czyli jednym słowem tu i teraz. Jeżeli podlewasz kwiaty to patrz jak woda wsiąka w ziemię, patrz jak liście wyciągają się w stronę słońca. To brzmi dobrze prawda? Pewnie trochę trudniej znaleźć spokój i luz stojąc godzinę w korku. Wyższa szkoła jazdy – umieć się cieszyć się taką chwilą. Trzeba nauczyć się przyjmować takie sytuacje ze spokojem, nie ma na to wpływu, nie ma sensu szargać sobie nerwów.
- Włącz tryb „offline”/ rozłącz się. Wyłącz komputer (nie jest to proste), zostaw na biurku komórkę (raczej niewykonalne). Nie można żyć slow będąc cały czas na linii. Na razie mi to jeszcze nie wychodzi. Wpadłam w panikę, kiedy ostatnio „utopił” mi się telefon na basenie 🙂
- Podczas rozmowy z ludźmi skup się na tym co mówią. Czasami stoisz i rozmawiasz, ale jakby cię nie było. Twoje myśli pędzą gdzie indziej.
- Popatrz na przyrodę. Jaka jest slow. Czy natura nie jest najlepszą nauczycielką? Czy może być coś bardziej kojącego niż szum morza, czy padający deszcz? Ostatnio więcej trenując, biegając, jeżdżąc na rowerze, pływając w morzu albo jeziorze zauważyłam, że mnie to resetuje. Przyspiesza oddech, ale uwalnia napięcie.
- Jedz wolniej. Delektuj się każdym kęsem. Nie mogę niestety rozwodzić się nad smakiem potraw (nic nie czuję) ani zapachem (nic nie czuję). Tym bardziej nie powinnam mieć problemu (logika!), żeby nie spieszyć się i naprędce połykać, tylko żeby obracać kęs na języku czując jego konsystencję, zachwycać się jego delikatnością i sposobem jak się rozpuszcza.
- Znajdź przyjemność w tym co robisz. Na pewno niektóre rzeczy przychodzą łatwiej (zakupy w TK Maxie) inne trudniej jak np. prasowanie.
- Nabierz powietrza. Po prostu wdychaj… pełną piersią.
- Zacznij dostrzegać drobiazgi codziennego dnia. Nie pozwól żeby ważniejsze stało się umycie naczyń, brudnej podłogi niż zabawa z dziećmi czy rozmowa z przyjaciółką.
To jest bardzo ważne, żeby się tego wszystkiego nauczyć. Pójść wieczorem spać bez poczucia winy, że w notesie rzeczy do zrobienia nie odhaczyłam paru pozycji. Mieć czas, żeby przypomnieć sobie cały, długi dzień. Jak zbierałyśmy z Anią poziomki w ogródku, jak plotłam Marysi warkoczyki, jak słuchałam marzeń Pawła.