Zaczęło się jakoś po powrocie z wakacji, razem z chorobą Marysi. Na początku nie wiedziałam co to jest, tak jakby jakiś ciężar pojawił się na plecach. Ten pobyt w szpitalu, jej wychudzona buźka i koszmar pobierania krwi, zakładania wenflonów. Te noce spędzone obok niej, ten stres. Nie dało się Anki dalej karmić piersią (zaraz załapała jakiś katar, z którego wygrzebuje się już trzeci miesiąc). Potem mama mojej przyjaciółki, a zarazem przyjaciółka mojej mamy zaczęła odchodzić. Walczyła do końca, żeby się nie poddać chorobie… ale nie dała rady. To mnie jeszcze bardziej przygniotło. Ciocia mówiła o mnie, że jestem jej drugą córką. Była obecna w moim życiu od 33 lat. W ostatnich kilku tygodniach jakiś chaos wdarł się w moje życie. Miałam wrażenie, że nie mam na nic czasu. Praca, niekończące się katary (o zgrozo teraz Marysia znowu… a może ciągle chora). Nie miałam czasu na treningi, co samo w sobie mnie frustrowało. Do tego utyłam kilo, może dwa, sami wiecie, że nie jest to fajne. Nie miałam czasu na wypróbowanie nowych przepisów. W tym wszystkim, do końca nie wiem jak udało mi się przebiec półmaraton. Biegliśmy razem z bratem Karolem i koleżankami TriMamy. Ale ostatni Bieg Niepodległości przebiegłam już „na smutno”. Chwilę przed startem dowiedziałam się, że Ciocia odeszła. Po raz pierwszy nie chciało mi się gadać podczas biegu. Karol to widział i rozumiał.
Zauważyłam, że z Pawłem zaczęliśmy się sprzeczać o drobiazgi. Robiło mi się smutniej i smutniej aż w końcu zrobiło mi się żal samej siebie. Nic się nie kleiło…nawet TriMama. W końcu dopiero miesiąc temu odpaliłam bloga, a już nie miałam czasu odpowiadać na posty.
Dziwne poczucie winy stało się codziennością. Zaczęło toczyć się jak kulka śniegu mała u góry, a na dole okazało się, że to już wielka śnieżna masa.
Potrzebowałam perspektywy. Na parę dni wyłączyłam się. Mało odpalałam kompa. Starałam się szybciej chodzić spać. W końcu coś mnie oświeciło! A może po prostu wyspałam się i zaczęłam logicznie myśleć. A może to śmierć Cioci uświadomiła mi, co tak naprawdę się w życiu liczy. I przypomniałam sobie, że nie muszę nikomu niczego udowadniać, nawet sobie. Nie jestem idealna. Naprawdę, do ideału wiele mi brakuje. I co z tego? Chcę być sobą.
To jaka jestem wystarcza moim dzieciom, które są dla mnie najważniejsze na świecie. One nie zauważą, że szukam skarpet w szafie na półce z piżamkami, że podgrzewam tacie wczorajszy obiad. Anka wyciągnie z fotelika suchy kawałek chleba, a Marysia będzie szczęśliwa, że babcia z dziadkiem pomogą jej zrobić lampion do przedszkola bo mamie brakuje takich zdolności. Moje dzieci kochają mnie taką jaką jestem, nawet jeżeli będę miała jeden czy dwa gorsze dni.
To jaka jestem wystarczy Pawłowi. On mnie zna tyle lat i wie jak to ze mną jest. „Tuńka, wypij lampkę wina albo idź pobiegaj – przewietrzysz umysł i będzie Ci lepiej”… Moja przyjaciółka wie, że ją kocham i kochałam jej mamę. Będę się starała, żeby jej Jasiek i moja Ania przyjaźnili się ze sobą, tak jak ja z nią.
A przyjaciele TriMamy? Nadal jestem TriMamą i chcę nią być mimo, że nie zawsze mam czas na napisanie kolejnego postu czy pójście na trening. Nawet jak TriMama wpadnie w dołek to normalka. Przecież dołki są dla ludzi. Tylko nie ma sensu w nich siedzieć! Trzeba wstać, otrzepać kurz z kolan i iść dalej!
I tak to jest. To cała prawda. Wyleźć z dołka zanim zrobi się wielkim dołem.
Uff. Poszło. Powiedziałam to (napisałam). Czułam, że muszę. Nie było to łatwe.
Spisałam sobie najpierw wszystko na kartce, bez cenzury, pozwoliło mi to nie tylko oczyścić siebie, ale i spojrzeć na problem z dystansem. Oczyszczenie umysłu okazało się konieczne abym mogła zacząć „trzeźwo” myśleć.
I to „coś” mi zlazło wreszcie z pleców, chyba mogę się bardziej wyprostować, odetchnąć głębiej, swobodniej.
Dlaczego to napisałam na forum? Potrzebowałam tej spowiedzi. To pomaga. Taka psychoterapia. Już mi lepiej. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
P.S. 1. W zeszłym tygodniu Anka miała udrażniany kanalik nosowo–łzowy. Pani Doktor powiedziała, że nie wyszło (biedna Ania nie może nawet rano otworzyć oczka) i musimy powtórzyć zabieg za kilka dni.
Ale damy radę!!!
P.S. 2. Obiecuję coś bardziej optymistycznego następnym razem! Już mi chodzi po głowie…
Trimamo mój październik wyglądał bardzo podobnie: szpital z synkiem, smierć babci…. Ponad miesiac przerwy na blogu. Zbieram siły na swoją spowiedź bo jest mi bardzo potrzebna i wiem, jak lekko czuje sie człowiek po przelaniu goryczy na papier. Prawie jak po treningu, na którym nie byłam juz dwa tyg a moze wiecej…. Ach. Buziaki
Trzymaj się Kochana :* Czasem zdarzają się gorsze dni, ale wierzę, że będzie dobrze :*
Buziaki xxx
Ps. Dużo zdrówka dla Was :*
Nic nie jest nam dane raz na zawsze i nic nie dzieje się po nic…gdy gaśnie ktoś najbliższy wszystko wydaje się być po nic…ale wszystko dzieje się tu i teraz czy chcemy czy nie i mimo,ze czasami wstać z łóżka to dużo za dużo to robimy to …mimo wszystko bo najważniejsze ze mamy przy sobie tych którzy wszystko zrozumieją,a czasami sucha kromka jest lepsza od najlepszych „delicji” 🙂
TriMamo jestem z Tobą – wiem jak ciężko i trudno jest połączyć rodzinę, pracę i treningi. Dziękuję Ci za Twoją „spowiedź” – pomogło mi to zrozumieć że nie zawsze da się zrobić wszystko na 100%. Bo się nie da – chociaż tak bardzo byśmy tego chciały!
ja wierze, ze takie gorsze dni sa po to, aby docenic te lepsze 🙂 fajnie czytac o kims, kogo sie podziwia i zobaczyc, ze to nie cyborg tylko normalna dziewczyna taka jak ja 🙂 trzymam kciuki za lepszy koniec listopada i wspanialy grudzien 🙂
Kochana, jesteś świetna babka, a doły wiadomo życie czasem dokucza a i aura jakoś za oknem nie sprzyja, trzymaj się ciepło, co do kanalika u dziecka polecam dr Koberda z Gdańska, mojej Mai 3 razy przekuwali aż zepsuli pani dr nas uratowała, pozdrawiam :))
Kochana Natalio, każdemu no każdemu może się zdarzyć gorszy dzień, tydzień, miesiąc, nawet takiej twardzielce jak Ty. Ale wiesz co jest dobre? to co właśnie zrobiłaś, czyli samej sobie i nam tu wszystkim powiedziałaś: „hej, ja też w gruncie rzeczy jestem słaba”. I w takim wydaniu też Ciebie chcemy! Ściskam ciepło!
Pau
Aaa i jeszcze tak mnie naszło z rana, że tylko dzięki złym chwilom, możemy stać się lepszymi ludźmi. Bo chwile słabości, załamania, pokazują nam najlepiej co w życiu jest najważniejsze 🙂
Jestem z Tobą, Trimamo. Ja i moje 1,5 bliźniaki pozdrawiają:)….czytam zawsze Twój blog…Kochana Trimama….
Czekamy na Twojego optymistycznego „kopa”. Po tej burzy wyjdzie cudowne słońce! Ja to wiem…