Z jej podjęciem pomógł mi mąż Paweł. Byłam w ósmym miesiącu ciąży, z brzuchem jak balon. Już zastanawiałam się jak to będzie, jak ja sobie poradzę – dwójka dzieci i mąż triathlonista! Dysząc na schodach, zapytałam Pawła trochę z przekąsem, jakie starty planuje na przyszły rok. On bez zastanowienia powiedział – ‘w przyszłym roku, kochanie, Ty startujesz’. Najpierw się zaśmiałam, ale kiedy zauważyłam, że Paweł mówi serio, nie wiedziałam co powiedzieć.
I pamiętam moje pierwsze uczucie, to chyba był szok , że ja sama rozważam to na poważnie. Przecież wiedziałam czym jest ta dyscyplina. Od paru lat kibicowałam Pawłowi i mojemu bratu Jaśkowi podczas ich startów w triathlonach. Widziałam ich zmęczenie na mecie, wiedziałam ile pracy i wyrzeczeń to wymagało. A tu jeszcze Mania i jej bunt dwulatki i świadomość, że chcę karmić Anię piersią.
Dlaczego od razu się zgodziłam? Bo zawsze lubiłam wyzwania, bo nauczyłam się walczyć, bo jestem marzycielką…
Wysłałam aplikację do gdańskiego projektu „Aktywuj się w triathlonie” i… zostałam wybrana! Wtedy dopiero przeraziłam się nie na żarty, dopiero wówczas dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Poczułam, że poprzeczka nawet jak na mnie jest bardzo wysoko. Ale miałam szczęście, że mnie wybrano. Dziękuję MOSIR Gdańsk za pomoc, za zaufanie. Dziękuję Monice Smaruj i Witkowi Podgórskiemu, moim trenerom.
24 stycznia 2014 – Anulka, moje 3,6 kg szczęście jest już na świecie.
6 lutego – narada rodzinna. Moi rodzice, obydwoje lekarze przerażeni, jak po ciężkiej operacji guza mózgu można fundować sobie taki wysiłek. Telefon do profesora, który mnie operował, jest na nie, drugi operator mówi “Pani Natalio, Pani ciało da Pani znać”. Dziękuję Panie Doktorze, to Pana zasługa, że w ogóle mogłam stanąć na starcie.
23 lutego (4 tygodnie po porodzie) mój pierwszy trening na basenie. Co umiem? Rany, nic!!! Pływam ‘niedzielną’ żabką, no i byle nie zamoczyć głowy.
Tu muszę to powiedzieć: jedną z osób, dzięki której to wszystko było możliwe to mój trener z basenu Dawid Dobroczek ze Szkoły Pływania Nurkowania i Ratownictwa Argonaut 1988r. Ten jego spokój, wiara we mnie. To dzięki niemu wyszłam z wody po 25 minutach, 3/4 dystansu płynąc „dobrym” kraulem. Dziękuję Dawid!
24 kwietnia – pierwszy trening na moim nowym rowerze, który w ramach współpracy dostałam od firmy KROSS. Nigdy wcześniej nie siedziałam na szosówce, sama myśl o kolarskich butach przyprawiała mnie o zawrót głowy. To czarno-białe cudo VENTO 3 polubiłam od razu!
To dzięki niemu zrobiłam 45 km w czasie 1 godzina 40 minut. Rower mnie nie zawiódł.
Dziękuję firmie KROSS!
15 maja – strona TriMamy osiąga 10 tysięcy like’ów, a ja wiem, że mam 10 tysięcy powodów, żeby dalej trenować. Jeszcze raz, jeszcze milion razy dziękuję Wam, przyjaciołom TriMamy za codzienne wsparcie. Pisaliście, że kogoś zmotywowałam. Ale tak naprawdę to ja miałam największa motywację. Cieszę się, że mi się udało, że Was nie zawiodłam. Czasem nie było łatwo, szczególnie, że Anka do dzisiaj budzi się co 2 godziny w nocy na karmienie, miała tez koszmarne kolki przez 3,5 miesiąca. Czasami nie było łatwo wstać na basen na 5.40 rano, tj. pół godziny po tym, jak skończyłam karmić. Mania tez wymagała więcej uwagi, żeby nie czuła się odrzuconą, starszą siostrą. Nigdy bym tego nie zrobiła gdyby nie pomoc dziadków dziewczynek, moich braci, cioci Asi!
Dziękuję mojej kochanej rodzinie, Wy wiecie za co!!
Koniec maja. Paweł oznajmia, że chce również wziąć udział w gdańskim triathlonie. Ucieszyłam się! Umówiliśmy się, że pobiegniemy razem. Sama nie wiem, czy zwyciężyła miłość do triathlonu, czy do mnie. Paweł, to wszystko co szepnęłam Ci do ucha na mecie to prawda! Dziękuję!!
3 czerwca – kontrolny rezonans mózgu – nie ma nawrotu. Ulga.
17 czerwca – rezonans kręgosłupa piersiowego – czysty. Ulga do potęgi. Moczę usta w szampanie J
17 lipca – 2 dni do startu, ostatni trening w morzu, kończę jak zwykle ostatnia. Ale czuję wewnętrzy spokój, wiem, że zrobiłam wszystko to co mogłam. Wiem, że się starałam. Czuję, że jestem gotowa!
19 lipca – Ten Dzień. Nie udało mi się tego opisać w 3 zdaniach, nawet nie w 10. Najchętniej opisywałabym to przez co najmniej 3 GODZINY 17 MINUT I 43 SEKUNDY.
Ania budzi się jak zwykle co dwie godziny, więc najważniejszy warunek – dobry sen przed zawodami raczej nie został spełniony.
Potem jak zwykle – karmienie, przewijanie, przebieranie. Obowiązkowe śniadanie mistrzów jak każdego poranka: płatki z mlekiem ryżowym, suszone owoce, banan, garść orzechów. Do picia woda kokosowa. Rowery zostawiliśmy w strefie zmian dzień wcześniej, a więc było mniej pakowania. Myślałam o żelkach i batonie, które Paweł przykleił mi do roweru i bałam się przyznać, że zastanawiam się, czy dam radę to odkleić. Przed wyjazdem z domu ostatni rzut oka na check-listę startową rzeczy niezbędnych w strefie zmian. Sama się uśmiechałam do siebie jak pakowałam do torby laktator!
Pierwszy dreszcz mnie przeszedł jak weszłam do T1. Po tylu latach stania po drugiej stronie nagle to ja byłam w środku. Niesamowite uczucie.
Przed ubraniem pianki ostatni raz używam laktatora. Zakładałam, że pod koniec biegu może być dosłownie ciężko.. I już za chwilę stoję z wszystkimi na piasku. Te chwile, sekundy przed startem są magiczne. Stałam tam jak w transie. Nawet nie usłyszałam sygnału startu, po prostu zauważyłam jak ludzie przede mną wskakują do wody. Tak jak uzgodniłam z Dawidem, chcąc uniknąć przysłowiowej pralki, poczekałam aż lepsi ode mnie będą już w wodzie. I wreszcie ja. Założenie było takie: żaba, kraul, żaba, kraul – plan ok. 30 minut. Wiedziałam, że woda nie jest moim atutem, ale ja o dziwo czułam się świetnie, więc: kraul, kraul, kraul, żaba. Jak wyszłam z wody to odruchowo się obróciłam i zobaczyłam, że za mną jest jeszcze sporo osób! Zaskoczenie!!!
Chyba musiałam być w szoku bo nigdy nie udało mi się tak płynnie zdjąć pianki. A tak się bałam, że będę mocować się z rękawami. Potem się dowiedziałam, że wodę zrobiłam w 25 minut…poczułam jakby ktoś dał mi pozytywnego kopa.
Po kilku minutach byłam już na trasie rowerowej. Na pierwszych kilometrach licznik rowerowy pokazywał, że jadę średnio ponad 30km/h! Czułam się bardzo dobrze, ale wiedziałam, że takiego tempa nie wytrzymam. Przecież potem mam jeszcze biec! Zwolniłam, zwiększyłam kadencję, wyregulowałam tętno. Roweru, z trzech konkurencji bałam się najbardziej. Co będzie jeżeli nie wypnę się na czas i przewrócę? Powiem krótko, chyba jestem stworzona do pedałowania! J Jechało mi się super. Pewnie to w dużej mierze zasługa kibiców! Wszyscy jakby mnie znali, jakbym była im bliska. Ktoś (nie wiem kto, ale dziękuje Ci! ) krzyknął moje imię, wtedy moje nogi jeszcze bardziej przyspieszyły. Myślę, że to był super pomysł by mój debiut odbył się w Gdańsku, moim ukochanym, rodzinnym mieście. Oczywiście nie zauważyłam linii zajścia z roweru i zeskoczyłam z roweru na kilka metrów przed. Czas na rowerze 1h40’.
Ups, dopiero poczułam, jak bardzo mam zmęczone uda. Bedzie ciężko, pomyślałam. Z T2 wybiegliśmy razem z Pawłem. I nagle słyszę jak mówi, że muszę zwolnić…!!! Zwolnić ?? „Masz za szybkie tempo!!!” „Co?????” „Tunia, masz …4:55!” „Rany! Tak szybko to nigdy nie biegałam!” Tempo miało być ok 6:30! Zwolniłam 6:05/15. Po pierwszym okrążeniu czułam zmęczenie, ale nie mogę tego nazwać kryzysem. Chyba po prostu chciałam już być na mecie. W tych cięższych momentach, pomogli nie tylko wspaniali na całej trasie kibice, ale tez inni Triathloniści, którzy byli już po zawodach. W takich chwilach czuję się, ze Tri naprawdę jest jak rodzina. A ja już jestem jej pełnoprawnym członkiem. Hurra!!!!
Ostatni kilometr to już euforia. Biegłam niesiona dopingiem, adrenaliną! Przekraczając metę popłakałam się ze wzruszenia. Mam medal! Piękny, zTristali! Medal dla TriMamy. Mój czas 3h17’43’’. Na mecie czekał już Paweł z córeczkami i rodziną.
Dziękuję!! Dziękuję moim koleżankom i kolegom z grupy. To była wielka radość i zaszczyt mogąc z Wami się przygotowywać do tego dnia i potem uściskać na mecie. Chyba na pewno mnie to zaraziło jakimś TriBakcylem.
Czy mam jakieś sportowe plany na przyszłość ? Ależ oczywiście. Planuję za trzy tygodnie zrobić sprint podczas Herbalife Gdynia. Potem biegi na 10 km. Ostatnio chodzi mi też po głowie półmaraton pod koniec października.
Udało nam się do tej pory zachować równowagę i harmonię w rodzinie. Udało mi się nadal karmić Ankę i czytać Mani na dobranoc, udało mi się zwalczyć pociążowe kilogramy a Paweł mówi, że jest dumny, że ma żonę triathlonistkę. Udało się na Tri do potęgi Tri!!!
Czy było łatwo? Nie, nie! Czy było warto? Tak, tak, tak!
Trzeba walczyć o swoje marzenia. Trzeba czasem w tej walce pokonywać samego siebie. Ale jak wygrasz tę walkę, to możesz wygrać wszystko!!
TriMama
Super, Dobry art
🙂 Dzięki!