Miniony Światowy Dzień Zdrowia wstrząsnął moim zdrowiem. Psychicznym. A dokładnie jego hasło przewodnie: “Pokonaj cukrzycę!”. Wprawdzie w naszej rodzinie nie ma przypadków cukrzycy typu pierwszego (genetycznej), ale zachorowaniem na cukrzycę typu drugiego – powodowanej przez otyłość i brak ruchu – zagrożeni jesteśmy wszyscy. Dlatego świętowanie niedawnego Dnia Czekolady musiało obejść się smakiem…
Przeczytałam, że 4 miliony ludzi na świecie walczy z tą chorobą i prognozuje się, że w ciągu 8 lat ta liczba może się podwoić. I w dodatku diagnozują ją coraz częściej u dzieci. Światowa Organizacja Zdrowia bije na alarm. Komu, jak komu, ale jej chyba można wierzyć. Cukier – biała śmierć. Slogan? Nie, zgroza. A najgorsze w tym wszystkim? Że… chyba jestem uzależniona od słodkiego.
Zaczęłam sobie przypominać, ile razy ostatnio powiedziałam do Pawła: „mam ochotę na coś słodkiego”. Tu ciasteczko, tam czekoladka. Jaglanka na śniadanie z miodem, deserek po obiedzie, jakiś kawałek czekolady przed snem. No i pewnie nie byłoby w tym nic nienormalnego, ale ja przecież nie czuję żadnego smaku potraw, które jem. Nie mam węchu i smaku. Fakt, czuję, że coś jest słodkie, kwaśne czy pikantne. Czyli to nie moje biedne kubki smakowe, pozbawione zdolności odczuwania, domagają się słodyczy. TO MÓJ MÓZG!
A on przecież powinien wiedzieć, że spożywanie cukru i przesunięcia wagi w prawą stronę są ściśle ze sobą powiązane. A on nic. Żaden głos rozsądku nie odzywa się w momencie, kiedy sięgam po następne ciasteczko. Przeczytanie tego artykułu wszystko mi w głowie rozjaśniło. Spożywanie cukru uwalnia z mózgu opiody, neurotransmitery, które aktywują ośrodek zadowolenia. Macie pojęcie, te same receptory są aktywowane np. przez morfinę?! Czyli jedzenie słodyczy uzależnia. Czułam, że coś jest “nie halo”. Nie cierpię uzależnień (no, chyba że od sportu!). Muszę coś z tym zrobić. Zacznę od wprowadzania w życie kilku, zawartych w artykule, rad. Przekazuję dalej, gdyby ktoś miał taki sam problem, jak ja:
1. Zamienniki – ale co? Fruktoza z owoców. Korzyści? Nie wywołuje nagłej chęci na następnego gryza (błonnik zawarty w owocach i inne składniki spowalniają pracę układu pokarmowego i pomagają utrzymać dłużej prawidłowy poziom cukru). Ale ona sama sprzyja tyciu! Jemy ją, a nasz mózg nie jest o tym informowany i odczuwamy dalszy głód i chęć zjedzenia czegoś słodkiego. Źle, źle. Słodziki. Nigdy, przenigdy. One to dopiero wzmagają uczucie głodu.
2. Liczenie całego dziennego spożywanego cukru. Trzeba sprawdzać etykiety płatków, muesli, twarożku, nawet chleba. Ile zawierają cukru. Dzienna zalecana norma to 25g, czyli ok. 6 łyżeczek (http://www.who.int/mediacentre/news/releases/2015/sugar-guideline/en/)! Podobno dużo cukru znajduje się w tzw. „zdrowej żywności”. I najgorsze z najgorszych, czyli słodzone napoje. One są w 60% przyczyną otyłości u dzieci. Nie mam wątpliwości, że na czarnej liście znajdzie się i prosecco, i latte (moje ulubione), a już na pewno woda z sokiem malinowym..
3. Jeść zielone i białe. Warzywa i proteiny. Jedzenie nieprzetworzone, świeże, bez konserwantów. Niwelują uczucie głodu.
4. Zredukować stres. Przewlekły stres „kurczy mózg i zwiększa brzuch”. Tylko jak zredukować poziom stresu?! 🙂
5. Poznać wroga. Poznaj przyczynę, dlaczego akurat Twoja talia nie jest talią osy. Twój wróg, czyli tłuszcz magazynujący się na brzuchu, jest inny od tego na udach czy pośladkach. Najnowsze badania dowodzą, że jest on „aktywny”. Jakby był narządem samym w sobie. Co mam zamiar zrobić? Po pierwsze, poznać mojego antybohatera. Po drugie, pokonać go. Bo, co to znaczy, że to „coś”, co mi wystaje, ma się rządzić swoimi prawami? A poza tym ci, którzy projektowali stroje triathlonowe, nie uwzględnili miejsca na „sugar belly”. Nie wspominając o nadchodzącym lecie i moim nowym kostiumie…