Ostatnia niedziela była inna niż wszystkie!
Na to wydarzenie czekałam trochę z podnieceniem, lekkim niepokojem, trochę nawet z obawą – „będzie niełatwo”, myślałam. I powiem Wam szczerze tak zupełnie na początku prosto nie było. Zastanawiacie się pewnie, co takiego ekscytującego wydarzyło się w minioną niedzielę w moim życiu? Może pierwszy trening kolarski na szosie na zewnątrz , albo pierwszy trening open water?
Niestety nic z powyższych.
No dobra nie będę Was dłużej trzymać w niepewności To była NIEDZIELA BEZ SMARTFONA!
Opiszę Wam to ,,doświadczenie ‘’. Nie wiem nawet w jakich okolicznościach postanowiłam, że ta niedziela będzie inna. Po prostu. Impuls, spontan, postanowione.
Poinformowałam najbliższych, żeby się nie martwili kiedy będą do nas dzwonić, a telefony będą wyłączone. Czy mam powiadomić jeszcze kogoś? A może nagrać: „Cześć. Dziś niedziela bez smartfonów, zadzwoń jutro…”.
No dobra, zaczynamy. Ale chwileczkę. Telefon zamierzam wyłączyć kompletnie, ale co z budzikiem? Oczywiście z Adasiem mam pobudki gwarantowane, ale to przecież będzie niedzielny poranek czyli nasz trening więc muszę wstać szybciej i przygotować lemoniadę. Z pomocą przychodzi Babcia Zosia pożyczając budzik. Marysia patrzy na niego pytając co to. Znak czasu.
Budzik okazał się nieprzydatny, bo Adaś zarządził pobudkę o 6. Cała reszta jeszcze spała a my we dwójkę poszliśmy szykować lemoniadę i śniadanie. Przy owsiance myślę „sprawdzę co ciekawego w sieci”. „AA, no przecież nie mam telefonu”.
„Zrobię na obiad krem z kalafiora. Poszukam fajnego przepisu”. „AA, no przecież nie mam telefonu”.
Otworzyłam książkę kucharską i zaczęłam wertować strony. Nie pamiętam, kiedy używałam książki kucharskiej, bo większość przepisów biorę z internetu.
Zdjęcia. Ja, któa robię pełno zdjęć telefonem, która cykam by uwiecznić chwile nagle mam tego nie robić w tą rodzinną niedzielę? Odkurzyłam naszą lustrzankę! Dziewczynki były zachwycone i pół dnia spędziły robiąc zdjęcia ( te wszystkie które Wam tu dziś pokazuję są ich autorstwa).
A kiedy popołudniu cała trójka z Pawłem na czele słodko spała, ja w tym czasie byłam z koleżanką w teatrze. Dwie godziny śmiechu. Kiedy wróciłam Paweł oznajmił, że mogłam go uprzedzić, ze spektakl będzie trwał dwie godziny, bo nie wiedział czy czekać z kolacją, czy już czas kąpać Adasia by zaraz potem dostał swoją ukochaną mleczną kolację od mamusi 🙂 Kiedy wróciłam Paweł zabrał dziewczynki na wieczorny spacer i lody.
To był cudowny dzień z lekkim uczuciem dziwności. Na pewno bardziej udało mi się być tu i teraz. Mieliśmy więcej czasu dla siebie. Graliśmy w grę, ułożyliśmy puzzle i nikt nam nie przeszkadzał. Mieliśmy dłuższą chwilę na wieczorne rodzinne czytanie. Dziewczyny były też bardzo zadowolone, bo mogliśmy być z nimi w 100%! Poświęcić im każdą chwilę, śmiać się i bawić.
A wieczorem przypomniałam sobie jak się włącza latarkę, kiedy sprawdzałam czy dzieci są przykryte i czy już śpią…
To było bardzo ciekawe i potrzebne doświadczenie. Wieczorem kładłam się do łóżka z poczuciem, że to był szczęśliwy dzień. I naprawdę udało mi się zrelaksować.
Wydrukowałam zdjęcia żeby pamiętać jak to fajnie być czasami offline! Jak dobrze mi z tym było!
Kiedy późnym wieczorem wyjęłam z szuflady telefon to sprawdziłam raz dwa co tam się takiego w sieci wydarzyło przez cały dzień. I wiecie co? Nie działo się tam absolutnie nic, co by nie mogło poczekać do wieczora! No i napisałam smsy do tych wszystkich, którzy martwili się, że coś nam się stało, bo oboje mieliśmy wyłączone telefony 🙂
Będę robiła więcej takich niedziel! Może z czasem mi się uda sobota z niedzielą?! Na razie zostańmy przy niedzieli. I to może co drugiej 🙂