Dzisiaj napiszę o dwójce z trójki. Czyli, co wiem o rowerze w triatlonie.
Najpierw zajrzałam do mojego wpisu sprzed 5 lat, po moim pierwszym starcie.
I eureka. Jaka ja byłam wtedy mądra! Dziś mam wrażenie, że dużo bym nie zmieniła w moim tekście sprzed lat.
Napisałam wtedy: „miałam wielkie szczęście, że dostałam od firmy Kross super rower. Lekki, zgrabny i śliczny Vento 4”.
Ciągle mam ten rower. Jest tak samo śliczny i mało zniszczony! To prawda, że wygląda jak spod igły, bo go ostatnio za bardzo nie ujeżdżam. W tym roku na razie udało mi się zrobić tylko dwa treningi na dworze. Ale czułam się podczas nich jakbym wypuściła go na wolność – tak rwał do przodu! 🙂 Do tego dodatkową motywacją był mój nowy kwiatowy strój kolarski! 🙂 Ostatni raz na wspólnie, ja i mój Kross jeździliśmy prawie dwa lata temu na zawodach. Potem była trzecia ciąża, powrót do formy to bardziej bieganie z wózkiem niż jazda na szosie 🙂
Wtedy też pisałam, że ,,możesz wystartować na swoim starym rowerze. Mój brat swój pierwszy triathlon pojechał na pożyczonej, starej kolarzówce z dopinanymi noskami, a Paweł na swoim „góralu””. I tu się nic nie zmieniło. Co roku dużo debiutantów startuje na swoich „codziennych” rowerach. I na mecie wcale nie są ostatni…Rok temu mama Pawła startowała w sztafecie i jechała na swojej wysłużonej amsderdamce!
Pisałam wtedy, że musisz zawsze mieć kask. Chciałam to wykreślić, bo wydaje mi się to praktycznie niemożliwe, żeby dziś wsiadając na jakikolwiek jednoślad nie zapinać kasku. Ale widzę czasami dzieci jeżdżące na rowerkach, hulajnogach z „gołą” głową więc lepiej mówić za dużo niż raz zapomnieć…
Następne zdanie można przenieść żywcem: „Trenując do zawodów pewnie znajdziesz się na ulicy, na której nie ma wytyczonego pasa dla rowerów. Z tolerancją na drodze jest pewnie lepiej niż kilka lat temu (to pisałam wtedy, ale dzisiaj mam wątpliwości) ciągle zdarzają się „uprzejmi” kierowcy, którzy np. dla zabawy mijając Cię zatrąbią albo przejadą za blisko. Jeżeli spotkasz kogoś takiego na 100 procent nie jest to triathlonista”.
I ostatnie zdanie z wtedy. Moja rada nowicjuszki: „nie traktuj roweru po macoszemu”. Niby każdy z nas umie jeździć na rowerze. Mi też się tak wydawało. Ale tego przerażenia i uczucia paniki podczas mojej pierwszej przejażdżki na szosówce raczej nie zapomnę: cieniutkie opony, nogi unieruchomione w pedałach, pozycja zgięta nienaturalnie w pół. No właśnie – pozycja. Podczas tych dwóch ostatnich treningów czułam jaką mam spiętą górę pleców i umówiłam się na bike fitting, czyli ustawianie optymalnej pozycji na rowerze. Czekam na mój termin i jestem pewna, że poczuję różnicę.
Dzisiaj dodam jeszcze, że zdziwisz się jak szybko ludzie mogą w tym „zgięciu” jeździć. Tobie się wydaje, że na trasie wkładasz całą parę w nogi, a tu szuuu, szuuu, szuuu śmigają po twojej lewej tak, że nawet nie zdążysz zobaczyć jaki mają na plecach numer.
Ale my spokojnie. Bez zrywów, bez gonienia, bez uciekania. Do następnej strefy zmian. Ale o tym jeszcze będzie w którąś kolejną środę z triathlonem.
P.S. Poprosiłam Pawła o parę profesjonalnych uwag. Ja też z uwagą poczytam!
Jakże byłem zdziwiony, kiedy okazało się, że rower jest moją najmocniejszą z triathlonowych dyscypliną! Zanim zacząłem trenować do tri, na rowerze jeździłem mało, a raczej właściwie nie jeździłem. Piszę to dlatego, że może u Ciebie, mimo że wydaje Ci się, że kolarzem nie jesteś, też tak się okaże.
Kilka rad? Mam za sobą już całkiem sporo startów zarówno triathlonowych, jak i kolarskich, a co za tym idzie pewne doświadczenie. Jechałem zawody na góralu (epickie przeżycie), aluminiowej szosie, carbonowej szosie, czasówce. Nie będę pisał o tym jak trenować, ile watów na kilogram masy ciała wykręcać ani o tym, co zrobić żeby być bardziej „shrug”. Powiem wam za to kilka rzeczy, które moim zdaniem, mogą przydać się zwłaszcza debiutantom w dniu startu.
1. Zapamiętaj gdzie w strefie stoi Twój rower! Niby banalne, ale uwierz mi, po wyjściu z wody, można się pogubić. Jak to zrobić – znajdź jakiś charakterystyczny punkt, po którym dojdziesz do swojej maszyny. Może to być drzewo, dom albo…toitoi. Coś co na pewno zapamiętasz.
2. Okulary, zabierz okulary! Ostatnią rzeczą, która chcesz żeby się wydarzyła na trasie to jakaś mucha w oku. Nieprzyjemne, a przy dużej prędkości dodatkowo niebezpieczne.
3. Jedz i pij. Zabierz bidon, a ewentualne batoniki przyklej do ramy roweru taśmą (przyklej tak, żeby nie musieć z nimi walczyć podczas jazdy!).
4. Podczas nawrotów i ostrych zakrętów, odpowiednio wyhamuj zanim wykonasz manewr. Jeżeli buty masz wpięte w SPDy, a nie czujesz się jeszcze super pewnie, wypnij jednego buta przed zakrętem.
5. Nie podpalaj się. Ta rada dotyczyc każdej z dyscyplin. Ja zawsze jednak najłatwiej dawałem się ponieśc na rowerze właśnie. Kiedyś skończyło się tym, że nogi w T2 odmówiły posłuszeństwa. Głowa chciała biec, ale nogi zrobiły soie wolne.
Tych rad mógłbym wymienić jeszcze wiele wiele więcej, ale nie chcę nikogo nastraszyć 😊 Jedźcie z głową, a na pewno wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję, że moje doświadczenia przydadzą się Wam podczas jazdy. Każdemu życzę zejścia z roweru przed belką do T2 w doskonałym humorze. Teraz zostanie Ci już tylko (albo AŻ) bieg! Do boju!