Czy pamiętacie smak ostatniej potrawy jaką jedliście? Dzisiejszego śniadania? Owsianki z cynamonem czy może jajko na bekonie? Ja mam wyrytą w głowie moją ostatnią kolację, ostatnią wieczerzę – była to zwykła sałatka caprese, czyli mozzarella z pomidorem i świeżą bazylią! Nie zjadłam dużo, bo następnego dnia miałam być w szpitalu i kolejnego dnia operacja. Tylko poskubałam. Z rozsądku, może trochę ze strachu przed nadchodzącym dniem? I to był ostatni zapach i smak, który zapamiętałam.
Nie byłoby w tym nic dziwnego poza tym, że to się wydarzyło dokładnie 4 lat temu. Dokładnie. Dziś obchodzę rocznicę. Radosną. W końcu to już 4 lata od zabiegu. Tego dnia usunięto mi to ,,coś” co rosło w mojej głowie. I trochę smutną zarazem. Bo tego dnia straciłam jeden z moich zmysłów. Węch i smak.
Jak to jest? Ludzie mnie pytają? Nic nie czujesz? No nic. I jak to jest ? No właśnie, jak to naprawdę jest. Przed operacją nigdy nie myślałam o tym, ile w moim życiu znaczy węch. Nie wiedziałam tego, co wiem teraz, czyli jak przebiegają nerwy węchowe, ile tysięcy subtelnych zapachów wypełnia naszą codzienność. Nie zastanawiałam się, że kwiecień pachnie inaczej niż maj. Wiedziałam, że drażni mnie smak kminku i że zapach świeżych truskawek wywołuje u mnie normalny ślinotok. To nie tylko trzask suchego palącego się drzewa w ognisku był najważniejszy, ale to ten zapach. A teraz nic. Mój nos jest zupełnie bezużyteczny…
Nauczyłam się żyć w tym świecie, który nie pachnie, nie śmierdzi, w którym ja sama nie mam swojego zapachu, w świecie, w którym wszystko ma smak niczego. Nauczyłam się, ale to nie znaczy, że się już do końca poddałam albo, że to pokochałam. Ostatnio poczułam gulę w gardle, kiedy koleżanka, która po raz pierwszy była u mnie w domu, powiedziała: „o, jak tu fajnie pachnie”. Ja nigdy nie będę wiedziała, jak pachnie mój własny dom i co się na ten zapach składa…
Po zabiegu, kiedy zaczęło do mnie docierać, że już pewnie tak zostanie, to poczułam w sobie taką pustkę. Tak jakby razem z guzem w głowie wycięto mi jakąś ważną część mnie. Mój zmysł węchu był zawsze bardzo ważny. Zawsze się śmialiśmy z moim bratem Jaśkiem, że należymy do rodziny wąchaczy, że nic nie weźmiemy do ust zanim tego nie powąchamy. Jasiek i tak mnie bił na głowę wkładając nos dosłownie w talerz, zanim wziął widelec do ręki. Teraz już tego nie robi. Może po prostu dojrzał albo solidaryzuje się ze mną.
Zaczęłam o tym myśleć i fascynuje mnie, jak pamięć o zapachach pobudza moje inne zmysły. Jakie wywołuje emocje. Jak moje przyzwyczajenia są związane ze wspomnieniami. Przeczytałam ostatnio takie zdanie, ze ośrodek węchu leży w mózgu obok ośrodka wspomnień. Chyba coś musi w tym być, bo każde wspomnienie w mojej głowie ma jakiś zapach. Jakieś wspomnienie zapachu. Dlatego święta pachną ciepło, bezpiecznie, nastrojowo. Zapach mandarynek, cynamonu, wanilii kojarzył mi się z moją rodziną, braćmi, śmiechem i ciepłem.
Odczuwam parosmie, inaczej zwane zaburzeniem poczucia węchu – to, co występuje u wielu ludzi po operacjach mózgu. Czasami, nie wiadomo skąd i jak, pojawia się nagle w twoim nosie kilkusekundowe odczucie zapachu. Niestety w moim przypadku jest to nieprzyjemny zapach. Jak przypalone mleko, spalona guma. Nie mógłby to być chociaż zapach trawy po deszczu?
Niestety z upływem czasu muszę przyznać, że nie jest to wcale łatwiejsze od tego, jak było 4 lata temu. Pod pewnymi względami jest nawet trudniej. Bo na początku miałam nadzieję, że to wszystko zaraz wróci. Że pewnego dnia obudzi mnie znowu zapach wiosny za oknem. I ten strach teraz, że moje wspomnienia zapachów będą blakły jak stare fotografie, że może w końcu zapomnę, jak pachnie bez i będę go kupowała tylko dlatego, że ładnie wygląda w wazonie.
Oczywiście wiem, że jestem szczęściarą, że wszystko się dobrze potoczyło, że guz udało się usunąć w całości, że jestem już 4 lata po operacji – wolna bez bólów głowy i bez świadomości, że coś ci rośnie w twojej głowie. Ale tak mi po prostu czasami żal, że nie wybiorę już nigdy nowego zapachu perfum. Tylko zostanę przy moim starym… A pójście do Douglasa już nigdy nie sprawi takiej przyjemności. Nie poczuję jak pachną moje dzieci.. Zapach Marysi noszę w sercu.
Nauczyłam się wyciągając butelkę mleka z lodówki podsunąć ją pod nos Pawła, Marysi albo Ani i zapytać: ” jak pachnie?”. Bo sama nie wiem, czy coś jest popsute.
Nie byłoby w tym nic dziwnego poza tym, że to się wydarzyło dokładnie 4 lat temu. Dokładnie. Dziś obchodzę rocznicę. Radosną. W końcu to już 4 lata od zabiegu. Tego dnia usunięto mi to ,,coś” co rosło w mojej głowie. I trochę smutną zarazem. Bo tego dnia straciłam jeden z moich zmysłów. Węch i smak.
Jak to jest? Ludzie mnie pytają? Nic nie czujesz? No nic. I jak to jest ? No właśnie, jak to naprawdę jest. Przed operacją nigdy nie myślałam o tym, ile w moim życiu znaczy węch. Nie wiedziałam tego, co wiem teraz, czyli jak przebiegają nerwy węchowe, ile tysięcy subtelnych zapachów wypełnia naszą codzienność. Nie zastanawiałam się, że kwiecień pachnie inaczej niż maj. Wiedziałam, że drażni mnie smak kminku i że zapach świeżych truskawek wywołuje u mnie normalny ślinotok. To nie tylko trzask suchego palącego się drzewa w ognisku był najważniejszy, ale to ten zapach. A teraz nic. Mój nos jest zupełnie bezużyteczny…
Nauczyłam się żyć w tym świecie, który nie pachnie, nie śmierdzi, w którym ja sama nie mam swojego zapachu, w świecie, w którym wszystko ma smak niczego. Nauczyłam się, ale to nie znaczy, że się już do końca poddałam albo, że to pokochałam. Ostatnio poczułam gulę w gardle, kiedy koleżanka, która po raz pierwszy była u mnie w domu, powiedziała: „o, jak tu fajnie pachnie”. Ja nigdy nie będę wiedziała, jak pachnie mój własny dom i co się na ten zapach składa…
Po zabiegu, kiedy zaczęło do mnie docierać, że już pewnie tak zostanie, to poczułam w sobie taką pustkę. Tak jakby razem z guzem w głowie wycięto mi jakąś ważną część mnie. Mój zmysł węchu był zawsze bardzo ważny. Zawsze się śmialiśmy z moim bratem Jaśkiem, że należymy do rodziny wąchaczy, że nic nie weźmiemy do ust zanim tego nie powąchamy. Jasiek i tak mnie bił na głowę wkładając nos dosłownie w talerz, zanim wziął widelec do ręki. Teraz już tego nie robi. Może po prostu dojrzał albo solidaryzuje się ze mną.
Zaczęłam o tym myśleć i fascynuje mnie, jak pamięć o zapachach pobudza moje inne zmysły. Jakie wywołuje emocje. Jak moje przyzwyczajenia są związane ze wspomnieniami. Przeczytałam ostatnio takie zdanie, ze ośrodek węchu leży w mózgu obok ośrodka wspomnień. Chyba coś musi w tym być, bo każde wspomnienie w mojej głowie ma jakiś zapach. Jakieś wspomnienie zapachu. Dlatego święta pachną ciepło, bezpiecznie, nastrojowo. Zapach mandarynek, cynamonu, wanilii kojarzył mi się z moją rodziną, braćmi, śmiechem i ciepłem.
Odczuwam parosmie, inaczej zwane zaburzeniem poczucia węchu – to, co występuje u wielu ludzi po operacjach mózgu. Czasami, nie wiadomo skąd i jak, pojawia się nagle w twoim nosie kilkusekundowe odczucie zapachu. Niestety w moim przypadku jest to nieprzyjemny zapach. Jak przypalone mleko, spalona guma. Nie mógłby to być chociaż zapach trawy po deszczu?
Niestety z upływem czasu muszę przyznać, że nie jest to wcale łatwiejsze od tego, jak było 4 lata temu. Pod pewnymi względami jest nawet trudniej. Bo na początku miałam nadzieję, że to wszystko zaraz wróci. Że pewnego dnia obudzi mnie znowu zapach wiosny za oknem. I ten strach teraz, że moje wspomnienia zapachów będą blakły jak stare fotografie, że może w końcu zapomnę, jak pachnie bez i będę go kupowała tylko dlatego, że ładnie wygląda w wazonie.
Oczywiście wiem, że jestem szczęściarą, że wszystko się dobrze potoczyło, że guz udało się usunąć w całości, że jestem już 4 lata po operacji – wolna bez bólów głowy i bez świadomości, że coś ci rośnie w twojej głowie. Ale tak mi po prostu czasami żal, że nie wybiorę już nigdy nowego zapachu perfum. Tylko zostanę przy moim starym… A pójście do Douglasa już nigdy nie sprawi takiej przyjemności. Nie poczuję jak pachną moje dzieci.. Zapach Marysi noszę w sercu.
Nauczyłam się wyciągając butelkę mleka z lodówki podsunąć ją pod nos Pawła, Marysi albo Ani i zapytać: ” jak pachnie?”. Bo sama nie wiem, czy coś jest popsute.
Jedno jest pewne. Z powodu utraty węchu i smaku bardziej uświadomiłam sobie wagę innych zmysłów. Staram się, żeby w moim otoczeniu były zawsze rzeczy, które koją moje nerwy kolorami, ciepłem, wizualną harmonią. Cały czas doskonalę moje gotowanie przy pomocy wzroku i dotyku. Z tym jedzeniem to w ogóle jest jakaś porażka. Ludzie często mnie pytają „to tobie w ogóle chce się jeść, skoro nie czujesz żadnego smaku?. I pewnie się dziwią, że nie jestem chuda. Ja myślę, że w moim jedzeniu jest zawsze jakaś tęsknota i nieumiejętność zaspokojenia jakiegoś oczekiwania, brak spełnienia. To chyba sprawia, że zjadam następny kęs i następny…
Niestety medycyna jest na razie bezradna wobec takich przypadków, jak mój. Może dlatego, że ten zmysł wydaje się być „mniej ważny”, niż pozostałe. Mniej wartościowy. Chyba myślałam tak samo kiedyś. Nie doceniałam tego, że mogę powąchać główkę mojego dziecka albo moją koszulkę po treningu, że mogę spróbować pierniczków Marysi, które upiekła w przedszkolu albo nową wersję pasztetu z soczewicy mojego brata. Jakoś nie mogę pić czerwonego wina. Rośnie mi w ustach, a przed moją operacją mogłam spędzać przy nim długie wieczory. Teraz wolę lampkę szampana. Na pewno ma to związek z przyjemnymi bąbelkami w ustach, a nie szlachetnością tego trunku 🙂
Ale są i pozytywy. Bardziej pokochałam muzykę, robienie zdjęć. Kocham moje życie. Mam wielką, kochającą się rodzinę. Jestem dumną mamą, spełniam się jako TriMama. Mam dużo radości w sobie i pozytywnych emocji. Mój każdy dzień jest warty przeżycia. Ale nie ukrywam, czasem, często……..zawsze mi będzie czegoś brakowało…Tego czegoś.
Współczuję Pani. Harmonia w życiu, umiejętność kochania innych oraz zdrowie to najważniejsze czynniki, które czynią nas szczęśliwymi i dają poczucie bezpieczeństwa. Ktoś kiedyś powiedział mi, iż przed naszymi narodzinami wybieramy sobie drogę, którą będziemy podążać. To od nas zależy czy będzie to droga usłana różami czy cierniami. Bóg dał nam wybór. Każde przykre wydarzenie w naszym życiu uczy nas czegoś pozytywnego a każde pozytywne wydarzenie nie uczy zbyt wiele a wręcz czasami życie usłane różami może spowodować iż stajemy się źli i zepsuci lub zbyt leniwi by coś w sobie starać się zmienić.