Macierzyństwo wyciska mi łzy z oczu…
Pisałam już kiedyś o tym, że, od kiedy urodziły się dziewczynki, jestem bardzo podatna na łzy. Wzrusza mnie wszystko. I wszędzie. Czasami w najdziwniejszych momentach i najmniej spodziewanych sytuacjach.
Czasami aż mi głupio. Bo można zrozumieć mokry nos w przedszkolu, kiedy twoje dziecko śpiewa piosenkę z przejętą miną albo jak ci zarzuca tłuste łapki na szyję i całuje nieporadnie w ucho. To jest zrozumiałe dla wszystkich. Pal licho, że szlocham podczas oglądania bajek dla dzieci (a kto tego nie robi??!!!). Ale przecież nie można się wzruszać kiedy np. pan taksówkarz zawoła: „Proszę pani, zostawiła pani telefon na tylnym siedzeniu”. Zawracam z uczuciem wdzięczności, że taki pan miły, taki miły…I chyba pan na mnie dziwnie patrzy, jak staram się udawać, że te szklane oczy to efekt zapalenia spojówek.
Potem sama z sobą rozmawiam: „Jesteś dorosłą kobieta, a nie jakimś wrażliwym, dojrzewającym podlotkiem. Masz 164 wzrostu, 60 i parę kilogramów i to powinno Cię powstrzymać przed robieniem z siebie durnia”. I wcale nie uważam, że dorośli ludzie muszą chować swoje emocje i nigdy nie płakać publicznie. Ale ja, kurczę, nie potrafię powstrzymać się w sytuacjach uważanych przez ogół ludzi za normalne. Już nie potrafię. Eh, tak mi się porobiło… No więc nie było to nawet dziwne, że, kiedy mama opowiedziała mi ostatnio, co jej się przydarzyło z Marysią na basenie, rozczuliłam się na maksa.
No bo wyobraźcie sobie taką sytuację. Mama ubierając Marysię w szatni słyszy, że pod prysznicem płacze jakaś dziewczynka i chwilę potem zaczyna płakać jeszcze jakaś dorosła kobieta. Mama podchodzi do tej pani i pyta ją, czy może jej jakoś pomóc. I ta pani mówi, że nie trzeba, że po prostu ma czasami dość, bo córka daje jej w kość i, że po prostu pękła.
Nagle Marysia, patrząc na tą panią, mówi: „Moja mama też nie ma węchu… „. Tak po prostu… Jak usłyszałam tą opowieść, to zamarłam. Jak to się mogło jej tak skojarzyć? Wydawało mi się, że zawsze obracam w żart to, że nie czuję, kiedy przesoliłam zupę lub to, że Anka znowu zapomniała do czego służy nocnik. Nigdy, przenigdy nie chciałabym, żeby one to odebrały smutnie… A jednak. Po raz setny, tysięczny, milionowy mądrość dzieci odbiera mi mowę i mnie… wzrusza.
I to nie znaczy, że nie jestem silna. Jak Marysia leżała w szpitalu, a pielęgniarki próbowały po raz kolejny założyć wenflon w jej drobną rączkę, to dzielnie ją trzymałam.
Gdy Anka spadła z huśtawki i krwawiła jak z kranu – zero łez. Jak mam doła albo zły nastrój, to potrafię sobie nagadać w głowie sama. Albo jak zaczyna mnie boleć kolano ( lub stopa…) przy 16 kilometrze półmaratonu – wtedy potrafię zacisnąć zęby, wtedy jestem twarda. I bądź tu człowieku mądry. Jestem mazgaj czy nie…
P.S.1.
Nawet podczas pisania tego tekstu czułam szczypanie oczu. Mówiłam, łatwo nie jest…
P.S.2
Jeżeli ktoś był w Multikinie w Złotych Tarasach na poniedziałkowym, wieczornym seansie „Listy do M2” i zastanawiał się, kto tak głośno chlipie i pociaga nosem w rzędzie N… To się przyznaję. To byłam ja.
Mazgaj??ja rycze wszedzie …wzruszaja mnie starsi ludzie …płacz dziecka na maxa ,zawsze mysle ze cos zlego sie dzieje …bezdomni ….porzucone zwierzeta ……
Rycze na bajkach ,komediach a i na 50 twarzach Greya tez ryczalam wiec jaki mazgaj 😉 Ale najbardziej wzruszal mnie „brak „zapachu mojego syna jak byl niemowlakiem 🙁
Ps.kiedyś Ci opowiem
Jestes niesamowita ….wpis mnie rozwalil na drobne …
Tak to macierzyństwo nas rozczula. Jakby odblokować jakiś czarodziejski guzik „wzruszenia”.
Ja płacze nawet na reklamach….
Ostatnio byłam z mężem na weselu, patrzę a przy stoliku obok nas siedzą dwie babcie ( kobiety ok 85lat) przyglądam się im i wspominam moja babcie która już odeszła. .. i nagle zaczynają łzy same cisną się do oczu!!! Nie można nad tym zapanować. Para przed nami patrzy na nas z politowaniem, a mąż ze zrozumieniem mówi „łatwo wzruszyć moja żonę”
Pozdrawiam Wszystkie wrażliwe Mamuśki ☺