Nie ma takiego miasta Lądyn! Czyli weekend taty z córkami w Londynie.
– Ale Londyn, miasto w Anglii.
– To co mi Pan nic nie mówi!
– No mówię Pani właśnie.
– To przecież ja muszę pójść, poszuka, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna…
To oczywiście jeden z nieśmiertelnych cytatów z Misia.
Lądyn…a jednak istnieje. Dla mnie to miejsce szczególne. Pierwszy raz byłem tam w 1998 roku. Pracowałem na kempingu jako wolontariusz – wakacje życia, tak wspominam tamte dwa miesiące. Później jeździłem do Londynu wiele razy. Zwiedzałem, pracowałem, uczyłem się, imprezowałem, byłem na policji, spędziłem Walentynki z Fi w szpitalu, wiosenną noc w ośrodku dla przetrzymywanych, pływałem z Australijczykiem kajakiem po Tamizie, Jaro ratował mnie i wyciągał z meliny, wiozłem przez miasto Siwą…wózkiem z Lidla…działo się dużo. Czasem wesoło, czasem trochę strasznie, ale nigdy nie było nudno. Łącznie spędziłem tam pewnie 2 lata mojego życia. W jakimś stopniu to miasto mnie ukształtowało. Głośne, nieobliczalne, otwarte dla wszystkich, tętniące życiem przez 24 godziny na dobę. Lubię tam wracać, chociaż ostatnio nie miałem wielu okazji żeby poza pracą coś zwiedzić.
Londyn to jedno z miejsc, w które wiedziałem, że zabiorę moje dzieci. Chcemy uczyć je świata, pokazywać nowe miejsca. Chcemy żeby nie bały się inności, żeby były ciekawe, zadawały dużo pytań. Wyprawę do miasta Szekspira, Harrego Pottera, Mary Poppins i Królowej planowaliśmy z dość długo. Wyjazd taty z córkami. Tylko nasza trójka, w angielskiej stolicy. Spełnienie moich (i chyba też ich 😊) marzeń.
O wyjeździe powiedzieliśmy im dopiero kilka dni przed wylotem. Reakcja bezcenna – Mania się prawie rozpłakała, a Ania biegała w kółko i krzyczała, że w końcu pozna Paddingtona.
Przygoda rozpoczęła już na lotnisku (pierwsza rada – przed wyjazdem sprawdzić czy paszporty/dowody są ważne!!!). Samodzielne przejście przez bramki, Ania która została poddana rutynowej kontroli szczegółowej (!), rozmowa z Panią celniczką Sylwią podczas kontroli paszportowej to wydarzenia, których się nie zapomina. A to dopiero początek!
Podróżowanie z dziećmi to zawsze wyzwanie, zwłaszcza logistyczne. Nie może być pustych przebiegów. Bałem się, że będą bolące nóżki, że głodna, że siku itd. Jak się później okazało martwiłem się niepotrzebnie.
Podróż pociągiem z lotniska do miasta zaplanowałem tak, że wysiedliśmy na St. Pancrass International. Przypadek? Nie sądzę. Otóż po drugiej stronie ulicy jest stacja Kings Cross, a na niej peron 9 ¾ z Harrego Pottera. Swoje trzeba odstać, ale warto – dzieci zachwycone.
Stamtąd metrem do stacji Westminster, gdzie zaraz po wyjściu ukazał na się nam owinięty w rusztowanie Big Ben – i znowu udało mi się zrobić efekt WOW bo Anka zbierała szczękę z podłogi. Po przejściu przez most Westminsterski, na którym obecnie króluje gra w trzy kubki, zalogowaliśmy się w hotelu. Potem szybki lunch i zaczynamy!
Oto co udało nam się zrobić i zobaczyć:
Dzień 1: peron 9 ¾ i oczywiście sklep Hogwartu, Big Ben, London Eye, Rejs po Tamizie, Canary Wharf, The Monument the Great Fire of London, zakupy na Regent Street (obowiązkowo pięciopiętrowy sklep z zabawkami Hamleys), przejście przez Soho i Carnaby Street (znaną z niesamowitych instalacji świetlnych), Piccadily Circus
Dzień 2: śniadanie na Borrough Market (wspaniałe miejsce gdzie znajdziesz coś do jedzenia ze wszystkich stron świata), Teatr Szekspirowski „The Globe”, Tower of London, Stacja Paddington, zdjęcie z misiem i „przypadkowo” spotkaną babcią, Christmas Wonderland w Hyde Park
Dzień 3: Harrods, Natural History Museum, Buckingham Palace.
Plan wykonaliśmy w 100%, nawet jakbyśmy chcieli, to nie dalibyśmy rady więcej w 3 dni zobaczyć. Udało się zobaczyć miejsca, które znały tylko z filmów (np. Pałac Buckingham, peron 9 ¾, Big Ben) i ze szkoły (Marysia uwielbia Londyn również dzięki swojej ulubionej Pani od angielskiego). Do tego pokazałem im „mój” Londyn, i te miejsca które z różnych powodów są dla mnie ważne (Soho, Piccadily, Oxford Street, Hard Rock Cafe). Chciałbym żeby zapamiętały historie, które im opowiadałem (niektóre szczegóły zatrzymałem na razie dla siebie…opowiem im kiedy będą starsze!), żeby zapamiętały te niesamowite miejsca, żeby chciały tam wracać, bo Londyn to więcej niż fish, chips, cup’o tea, bad food, worse weather, Mary f***ing Poppins…London!
PS – spotkanie z babcią na stacji Paddington było dla dziewczynek niespodzianką. Nigdy nie zapomnę ich zdziwionych min. Nie mogły pojąć co tu się właśnie dzieje…”Babciu, ale co Ty tu robisz???” Jestem pewien, że zapamiętają ten moment do końca życia.
Rady praktyczne:
Jeżeli planujesz poruszać się komunikacją miejską, kup kartę Oyster. Ja kupiłem swoją na Kings Cross. Dzieci w Londynie podróżują za darmo. Na stacjach metra zawsze kierowaliśmy się do bramek dla rodzin/wózków i tam bez problemy przechodziliśmy we trójkę na jedną kartę. „Oysterka” działa w metrze, autobusach i tramwajach wodnych (Thames Clippers)
Zwiedzaj ile się da pieszo – Londyn warto przejść.
Zakwaterowanie – warto szukać okazji. Hotel z dużą zniżką zarezerwowaliśmy na krótko przed wyjazdem.
Tower of London – atrakcja dla nieco starszych podróżników. Ania zaczęła się nudzić dlatego oderwaliśmy się od grupy i skróciliśmy nasz pobyt. Wejście do sejfu z klejnotami królewskimi sprawia jednak, że warto.
Harrods – w okresie przedświątecznym warto jest iść tam rano. Od południa tłumy nie pozwalają na zbyt wiele.
Enjoy London!!!