Zagrajmy w skojarzenia…
Pływanie > woda > ryba > Okoń… i tak padło na mnie 🙂
Spokojna tafla na jeziorze (w zatoce i w morzu niestety ciężko o taką), przyjemne 19-21 stopni w wodzie i niewiele więcej w powietrzu, bezchmurne niebo, brak wiatru, wczesny poranek lub wczesny wieczór kiedy jeszcze albo już nie ma ludzi, nieco z dala od turystycznie atrakcyjnych i obleganych miejsc no i przede wszystkim brak jakiejkolwiek presji czasowej, że gdzieś trzeba się spieszyć. Wchodzisz do wody i spokojnie, bez pośpiechu, długimi regularnymi ruchami kraula płyniesz spokojnie, aż …się obudzisz 😉
Hm… trochę się rozmarzyłem, ale taka jest moja wizja idealnych warunków do pływania. Uwielbiam pływać, kocham wodę, od dziecka rodzice nie mogli mnie zaciągnąć na koc w czasie letnich wypadów nad morze lub jezioro, co nie zmienia faktu, że w kontekście triatlonu pływanie to moja najsłabsza konkurencja, a wyjście z wody jest drugim, najprzyjemniejszym momentem zawodów ustępując miejsca wbiegnięciu na metę J
Tunia poprosiła mnie, abym w luźnym tekście zawarł jakiś konstruktywny przekaz dla początkujących lub wręcz debiutantów. Zatem poniżej znajdziecie kilka podstawowych i zupełnie nieodkrywczych rad, okraszonych lekkim (mam nadzieję, że mi wyjdzie) komentarzem amatora, bawiącego się w tri od 8 lat.
- Bezpiecznie – jeżeli nie jesteście po sportowej szkole pływackiej, to najważniejsze w treningach a wodach otwartych jest bezpieczeństwo. Mimo, że jestem łysy, zawsze w wodach otwartych nakładam czepek – żeby być widocznym. Mimo, że już się nauczyłem pływać i pokonuję bez problemu długie dystanse, zawsze w wodach otwartych pływam z „Pamelką” (ratowniczą bojką asekuracyjną). Nigdy nie pływam po alkoholu, nie idę pływać jeżeli nie czuję się dobrze, staram się pływać w towarzystwie, bo mam szacunek do żywiołu. Nie jesteśmy rybami, woda nie jest naszym naturalnym środowiskiem, więc nie ma co grać kozaka. W kwietniu 2019 na zawodach IronMan (a więc na dużej imprezie, super zabezpieczonej, gdzie startują osoby przygotowane, wytrenowane i gotowe na sportowe wyzwanie) 2 osoby utonęły. Nie chcę nikogo straszyć, ani zniechęcać, ale bezpieczeństwo jest absolutnym priorytetem zarówno na treningach jak i na zwodach.
- Spokojnie – jeżeli nie startujesz w sztafecie, gdzie Twoim zadaniem jest TYLKO przepłynąć; jeżeli nie startujesz w zawodach w formule z draftingiem i poważnie celujesz w miejsce na podium, to pokonajcie część pływacką spokojnie. Spokojnie nie oznacza wolno, ani na luzie, ani że macie się obijać. Spokojnie oznacza, żeby w głowie nie wywierać na sobie olbrzymiej presji wyniku. Pływanie to średnio ok. 10% czasu całych zawodów triathlonowych. Szybkim, dynamicznym, szalonym pływaniem nie wygrywa się zawodów, jeżeli nie jest się dodatkowo wyśmienitym kolarzem i świetnym biegaczem. Za to szybkim, dynamicznym i szalonym pływaniem można znakomicie przepalić spore zapasy energii i tlenu, solidnie się zmachać i uzyskać gorszy od planowanego rezultat na rowerze i w biegu. Zaraz po rozpoczęciu pływania znajdź swój rytm (żeby był równy, a nie szarpany), swoje tempo (żeby płynąć w tempie startowym, a nie rekreacyjnym), swoje miejsce w „ławicy” (żeby żadne łokcie i kolana sąsiadów nie wybijały Cię z rytmu i tempa) i spokojnie przepłyń cały dystans koncentrując się na oddechu i nawigacji (lepiej częściej wystawić głowę niż „wężykiem” pływać po szuwarach).
- Pianka – jeżeli nie startujesz w zimnych fiordach Norwegii, jeżeli nie wiesz czy triatlon to przygoda na następne lata, czy tylko pojedynczy epizod, to nie koncentruj się na zakupie pianki. Po pierwsze pianka w większości zawodów amatorskich nie jest obowiązkowa (a czasami jest zabroniona), po drugie pianka może być bardzo droga (są modele powyżej 3 000 PLN), po trzecie pianka jest BARDZO przydatna, dlatego mimo wszystko polecam piankę 🙂 Nie chodzi o temperaturę, ale o pozycję w wodzie. Jeżeli nie wiesz o czym mówię, to znajdź w okolicy testy pianek i wypróbuj pływanie w piance – zobaczysz różnicę od razu. Pianki można wypożyczać, albo kupować, ale najważniejsze, aby była w dobrym rozmiarze i dobrze nałożona. Warto poświęcić czas na przymierzenie kilku rozmiarów pianek i znaleźć odpowiednią (czasami trzeba spróbować modele różnych producentów, bo tabele rozmiarów są bardzo różne), a jak już znajdziecie dobry rozmiar, to przed treningami i przed zawodami zakładajcie piankę bez pośpiechu, zgodnie z instrukcją (żeby nie zniszczyć neopranu), dokładnie naciągnijcie nogawki i rękawy, aby w kroku, pod pachami i na całym korpusie pianka idealnie leżała. Za duża pianka bierze wodę i pogarsza pływalność, za mała pianka daje dyskomfort i ciśnie, niedokładnie nałożona pianka ogranicza ruchy. Nakładanie pianki jest przed startem zawodów, więc ten czas wam na pewno nie ucieknie.
Nieco się rozpisałem, a jeszcze w głowie mam kilka wspomnień, historyjek i anegdot… to może chociaż jedna, najstarsza, sprzed 8 lat, z mojego pierwszego sezonu, drugiego startu i pierwszego dystansu olimpijskiego.
Górzno 2011 – Mistrzostwa Polski, 136 osób (nie, że taki był limit, po prostu 8 lat temu triathlonem interesowała się garstka profesjonalistów i jeszcze mniej amatorów), temperatura wody ok 15 stopni, przed startem w kolejce do toalety rozmowy między kabinami: „masz papier?”, „mam, papier jest tak samo ważny jak pianka”… nie miałem ani papieru, ani pianki. Papier pożyczyłem, pianki nie. Na 136 zawodników tylko 4 (słownie „czterech”) było bez pianki: Stos, Karpiu, burmistrz Górzna i ja. Przepłynąłem swoje pierwsze 1500 m w życiu, w dość zimnej wodzie, bez pianki, w 90% żabką (bo kraulem nie umiałem więcej niż 50 metrów na starcie i na mecie, żeby przed publicznością nie było wstydu ;)). Jeżeli oczekujecie jakiegoś zakończenia w stylu „wygrałem swoją kategorię wiekową”, albo „byłem ostatni w stawce” to nic z tego. Pierwszy ani ostatni nie byłem, za to wygrałem fantastyczne hobby i super zabawę na ostatnie 8 lat mojego życia i mam nadzieję na jeszcze wiele lat w przyszłości.
Aktualnie mam już trzecią piankę (za każdym razem w „chudszym” rozmiarze), pływam już wyłącznie kraulem ale ciągle na zawodach czekam wyjścia z wody, żeby tę najmniej lubianą konkurencję mieć za sobą 🙂
Jest jeszcze inna zabawna historyjka – z Poznania : )