Czy jak przeglądacie stare zdjęcia, to zdarza wam się czasem pamiętać tę chwilę, kiedy ono było zrobione? Nagle dokładnie wam się przypomina, co wywołało wtedy na twarzy uśmiech? Albo zadumę? Lub radość ? Kiedy ja patrzę na siebie – beztroską dwudziestolatkę – to wiem, że dużo się w moim życiu zmieniło…Jakoś…dojrzałam. I nie chodzi mi wcale ani o starzenie się skóry na twarzy /o matko!/, ani o siwe włosy /o rany!/, ale wewnętrzną dorosłość. I wiem, że to nie sprawa kalendarza, nie staż małżeński z epoki kamienia łupanego, nie moja praca czy nawet choroba. Ten proces prawdziwego wchodzenia w dorosłe życie zaczął się dokładnie 5 lat temu. 20 grudnia 2011 roku. Wtedy urodziła się Marysia. Tylko tyle i aż tyle…
To tego dnia moje życie obróciło się o 180 stopni. Nagle. Olśnienie. Nie ty jesteś w życiu najważniejsza. Pojawił się ktoś, na kim ci bardziej zależy. Twoje dziecko. Może to brzmieć, jak brzmi. Ckliwie i patetycznie. Sęk w tym, że to prawda. Od tamtej chwili moje życie przeniosło się na inną orbitę. I tak już po niej krążę. 5 lat. Od rana do wieczora. Całą dobę. Krążę i nie mogę się nadziwić. Jak się Ona zmienia. W ciągu tego czasu, z maleńkiej kruszynki, całkowicie ode mnie zależnej, wyrosła na coraz bardziej walczącą o swoją niezależność, pannę. Nie mogę w to uwierzyć… Serio, ja się praktycznie codziennie dziwuję… I nie mogę się zdecydować, czy bardziej mnie zadziwia jej rozwój fizyczny czy bardziej fascynuje jej dojrzałość emocjonalna. Pewnie należę do tych matek, które z cielęcym zachwytem gapią się na swoje dziecko i zastanawiają się, czy wszyscy inni widzą, jakie jest genialne we wszystkim, co robi. Wiecie co, mam to w nosie. Jestem dumna jak paw patrząc, jak pływa, jeździ na łyżwach i nartach, jak zasuwa na rowerze. Jestem dumna wieszając na ścianie jej rysunki. Jestem dumna patrząc na jej miłość do młodszej siostry. Anka po prostu też jest w fun clubie Marysi. Z mozołem powtarza wszystkie figury baletowe i jej sposób chodzenia. Ostatnio patrzyłam na nią, jak trzyma w rękach swoją malutką kuzynkę i patrzy na nią z takim rozrzewnieniem. I wiem, że jak po latach spojrzy na to zdjęcie, to będzie czuła to samo, co ja teraz. I też nie będzie mogła się nadziwić – tak, jak ja teraz nie mogę – że można tak bardzo kochać, tak bardzo, a serce jednak nie pęka. A ja dalej będę krążyła po orbicie wokół niej . Z tym samym zachwytem, podziwem, z tą samą miłością .