Bajka o 2018 roku

Biegłam przez las jak mogłam najszybciej. Nie było to łatwe, bo śnieg sięgał mi do kolan. Przez konary drzew mogłam dojrzeć  jedynie parę gwiazd na niebie. Gdzie to jest ? W ciemności zajarzyły się jasne oczy. Wilk? No i co z tego? Nie czułam żadnego strachu. Chciałam tylko jednego. Dobiec  na czas… Nawet nie patrząc na tarczę zegarka wiedziałam, że mam tempo ok. 6 km/h .Muszę  jeszcze przyśpieszyć. Muszę!!!
Nagle poczułam jak potykam się o coś twardego. Zanim uderzyłam się w głowę i ogarnęła mnie zupełna  ciemność  pomyślałam, że w tym roku nie dam chyba  rady dotrzeć na czas.
Ognisko było bardziej okazałe niż zwykle. Chyba dlatego,  że bracia nazbierali więcej chrustu. Sama czułam, że mróz jest okrutny. Dobrze, że ubrałam rękawiczki.
Nic się nie zmienili… minął rok a oni wyglądali tak jak zawsze, może byli trochę mniej wyraźni… albo ja powinnam iść do okulisty.
„Dorzuć trochę do ognia styczniu.” Kilku braci lżej ubranych chuchało w ręce. Ale nie Styczeń. Ubrany w wielką futrzaną czapę, w kożuchu sięgającym po kolana wyglądał jak ktoś komu nie straszne są najstraszniejsze mrozy. 

„Zima jest po to żeby było zimno” – powiedział wyraźnie rozgniewany Styczeń. A jak jest zimno to się choruje. „Rumień zakaźny”. „Przestań bracie, nie bądź taki zły. Przecież ona jest w ciąży.” „Słowo się rzekło”. Styczeń pozostał nieugięty. „Rumień zakaźny będzie miała Ania. Młodsza”, zagrzmiał.

Nasz rumień


„Co w ciebie wstąpiło?”. Czerwiec spojrzał na swojego brata ze zdziwieniem. „Zawsze się starałeś sprawiać ludziom radość”.
„I nadal próbuję” westchnął styczeń. „Sęk w tym, że ludzie tego nie widzą. Na każdym kroku słyszę: brak śniegu, smog, plucha, zimno…”.

„Wiesz co brachu”. Luty zawsze z podziwem traktował swojego starszego brata. „Ludzie faktycznie cały czas narzekają. Jakby wszystkie nieszczęścia świata to nasza wina. Więc – szkarlatyna”.
„O rany”! – Czerwiec nie wytrzymał. „Nie możesz wymyślić nic bardziej oryginalnego. Mówiłem, że ona jest w ciąży”.
„No to niech będzie to Marysia. Starsza”.


Nasza szkarlatynka

„Bracia, ale zaczęliście ten rok”. Marzec spojrzał na swoich braci z wyrzutem. „Same choroby i smutki. Czas na coś pozytywnego. Pora na zmianę, wiarę w siebie ,we własne siły. Dam jej chwile dla siebie, mimo, że będzie już miała bardzo duży brzuch niech potrenuje na basenie. Pozwolę kwiatkom wypuścić pąki w ogrodzie, ptakom zaśpiewać…”.


„Znowu przesłodziłeś”. Kwiecień wyglądał tak jak zawsze. Ani stary ani młody, ani brzydki ani piękny.  I znowu poczułam, że może go krzywdzę, że go nie doceniam. Jednak kiedy się odezwał moje ciepłe uczucia do niego wyparowały w jednej chwili. Chyba nie miał dobrego nastroju.
„Marysia starsza złamie rękę jeżdżąc na rolkach”.  Uśmiechnął się krzywo. Zrobiło mi się gorąco. Przecież zawsze uważamy. Każemy zakładać ochraniacze. Zawsze… No prawie zawsze…
Jaki ten Kwiecień niedobry. Wpadłam na pomysł, że pójdę z nim porozmawiać. Nie można być takim okrutnym. Czułam jak złość we mnie kipi, już nie czułam zimna ani mrozu. Poliki paliły mnie a serce waliło jak przed pierwszym startem w triathlonie. Nie zdążyłam jednak zrobić kroku, kiedy usłyszałam chichot Maja.


„Ale serio miałeś co wymyśleć! Ten gips sprawi, że będzie najpopularniejszą dziewczynką w przedszkolu, każdy będzie się chciał się na nim podpisać, dziadkowie będą ja nosić na rękach a wcale jej to nie przeszkodzi w codziennym życiu. Ba, nawet wystartuje w biegu dla dzieci. I wiecie co? Maj zakręcił się na pięcie. „To ja w tym roku jestem zwiastunem najlepszej nowiny. Ja! – krzycząc to wyskoczył w górę wyciągając ramiona. Moja nowina ma na imię Adaś! Rozumiecie to bracia? Przynoszę jej syna! Zdrowego, upragnionego.  Spojrzał wymownie na swoich braci, głównie Stycznia i Lutego. I wtedy zmieni się jej życie – dokończył Maj. W tej małej istotce zobaczy cały swój świat. Będzie spełniona, w sercu poczuje coś, o czym do tej pory nie miała pojęcia”.

Szczęśliwe starsze siostry

Witaj Adasiu na świecie!

„Ale tak się nie da – wtrącił Czerwiec. Wyrażał się wyraźnie i dobitnie. „Tak się nie da. Życie to nie jest bajka. Życie to życie. I każdy dzień jest inny.  Każdy może przynieść cos dobrego, ale może być tym ,,najgorszym” dniem w całym życiu. Narodziny Adasia wymagają przeciwwagi.
Co powiecie na podwójne widzenie u Ani? Młodszej. Pobyt na oddziale onkologii dziecięcej, potrzebie rezonansu na cito.  „I ty to robisz?” – zdziwił się Luty. „Wiesz ile to stresu sprawi tej rodzinie?  Chyba sam przesadziłem z tą szkarlatyną… ale serio, nikt się od Marysi nie zarazi.  Ale Ty?”.
Czerwiec spojrzał na brata i odparł: „ Nie martw się, badanie nic złego nie wykaże, a mała Ania pozna na oddziale tylu dobrych ludzi i zrozumie co to znaczy pomagać… Na własnej skórze przekona się, że pomoc świątecznych akcji TriMamy jest tak potrzebna. Podczas pobierania krwi pani pielęgniarka wykorzysta urządzenie, do podświetlania żył małych pacjentów, zakupione po ostatnim charytatywnym kiermaszu.

„To teraz ja!” – podniósł się następny brat. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Lipiec. Zawsze wydawał mi się najbardziej szalony. Ale co on może mieć na sobie…? Wprawdzie nadal oświetlenie było tylko od blasku ogniska i jarzących  się paru gwiazd na niebie, ale nie miałam wątpliwości, że Lipiec ma na sobie strój startowy TriMamowy. „Nieźle się bracie wystroiłeś” – zachichotał Marzec. „Teraz róż?”.  „A tak!” – Lipiec okręcił się, żeby wszyscy mogli dokładnie zobaczyć. „To kolor pasji” powiedział głośno. „A tej dziewczynie uda się nią zarazić wiele osób. To kolor ludzi myślących pozytywnie – a po waszych niektórych zapowiedziach -spojrzał na braci – wiara w siebie i chęć robienia czegoś więcej jest potrzebna. Ja może nawet wybiorę się na któryś z lipcowych treningów albo pojadę do Bydgoszczy obserwować jak dwa miesiące po porodzie wystartuje w sztafecie i popłynie w Brdzie. I chyba sprawię, że nie będzie tam sama. Dorzucę jeszcze 50 osób z TriMama team, debiutantów i nie tylko, którzy razem z nią będą cieszyć się na mecie”.

Wbicie się w piankę było nielada wyzwaniem 🙂

TriMama team! Najlepsi!

„To teraz moja kolej” – podniósł się Sierpień. „Chyba już się rozgrzałem od ognia i waszych życzeń”.  Zapatrzył się w ogień i powiedział „Ja im nie dam nic specjalnego. Niech cieszą się po prostu tym co mają. Minie 10 lat od ich ślubu a oni to docenią – co życie im dało. Będą razem. Szczęśliwi całą piątką będą biegać boso po plaży i nie będą chcieli niczego innego…”.

10 lat temu

I dziś

„Hmm” – odchrząknął Wrzesień, próbując zwrócić na siebie uwagę. Miał wrażenie jakby cała pozostała jedenastka nagle, jakaś taka rozmarzona, wpatrywała się z w trzaskające drewna w ognisku.
„Halo, tu Ziemia!” – powiedział do braci Miesięcy. Kiedy w końcu udało mu się przykuć uwagę pozostałych, powiedział: „Wracamy do normalnego życia. Koniec sielanek. Koniec wakacji. Marysia po raz pierwszy idzie do szkoły. Ania wraca do przedszkola. Adasia coraz trudniej będzie nosić (8 kg). A Paweł będzie miał artroskopię kolana. Chyba nie będę dodawał, że liście będą się pięknie złociły a nad stawem  pojawią się małe łabędzie. Ona tego nie zauważy”.

Wszystko na moich barkach było! Dosłownie!


Zrobiło mi się smutno. Nie tak sobie wymarzyłam ten wrzesień. Muszę być dzielna – pomyślałam. Spojrzałam butnie na 9-tego brata. I w tym momencie zauważyłam jak Październik kończy zdanie… „takie są moje podarunki w tym roku”.

O rany, nie słyszałam co mówił październik. A może to była wycieczka na Hawaje albo chociaż w Bieszczady? Nie mogłam się już dłużej zastanawiać bo Listopad coś mówił o Adasiu.

„Pomogę im podjąć decyzję, żeby ten zwężony kanalik łzowy w końcu przekłuć!”. Spojrzałam na pochylone plecy Listopada. Wyglądał na takiego zmęczonego… Zrobiło mi się go żal. 

Kanalik łzowy przekłuty! Ulga i dla Adasia i dla nas!

Przyszła pora na Grudzień.  „Moi Kochani” zaczął. Czy naprawdę głos mu się trochę łamał ? Czy tylko mi się tak wydawało? Czasami staramy się bardzo, żeby ludziom przynieść coś dobrego, czasami wiemy, że potrzebują w życiu doświadczyć bólu i cierpienia, żeby docenić to, co mają na co dzień, to, co jest w zasięgu ich ręki. Ale my moi kochani braciszkowie wiemy, że ludzie sami muszą znaleźć swoje szczęście. Dziękuję wam bracia za to że tu przyszliście jak zwykle.
Co do tej dziewczyny… sprawię, że mój miesiąc będzie miał taką magię jak bywa czasem w bajkach. Cokolwiek w tym miesiącu zrobi będzie takie, jak sobie wymarzyła. Otoczą ją ludzie o dobrych sercach, zorganizuje swój pierwszy charytatywny bieg „Piątka od serca”, postawi w salonie najpiękniejszą choinkę a Marysia i Ania będą grały kolędy na cztery ręce. Chodźcie bracia i my zaśpiewajmy kolędę…

Piątka od serca
Dzień przed Piątką miałam 37 urodziny. Dostałam wspaniały tort!
Pierwsze Święta Adasia! Magia!


Poczułam, że ktoś mnie  szarpie za ramię. „Proszę Pani! Proszę Pani!”.
Otworzyłam oczy i usiadłam na śniegu. Te sumiaste wąsy, ta dubeltówka na plecach, ten zielony mundur. Pan Leśniczy.
„Co Pani tu robi?” Spojrzał na mnie badawczo. „Chciała Pani ściąć choinkę? Chyba się Pani spóźniła”.
„Ależ skąd, ja tylko podpatrywałam dwunastu braci, tam przy ognisku” – wskazałam ręką za siebie. „Ktoś palił ognisko w moim lesie?!”, zagrzmiał Leśniczy. „Oni zawsze tu są, co roku o tej samej porze, i przepowiadają przyszłość”, ściszyłam głos.
„ I co jeszcze panienka widziała?”, uśmiechnął się drwiąco Leśniczy. „Może wilka?”.
„Ech”, pomyślałam, „wiesz co Adasiu?” – pogładziłam się po brzuchu. „Nic tu po nas. On tego i tak nie zrozumie”. „Chodź, poszukamy innych – takich co nam uwierzą…”.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są zaznaczone