Zimowy wyjazd do Szczyrku

Zimowy wyjazd w piątkę.

Lubimy podróżować. Podróżowaliśmy jeszcze jako para, potem jako małżeństwo. Mimo, że nigdy nie byłam mistrzem pakowania, to kiedyś udawało mi się zmieścić w jeden plecak i wyjechać na sześć tygodni! Wtedy jednak nie miałam wózka, pieluszek, zabawek, tony małych ubranek 😊. Od czasu kiedy pojawiły się na świecie dzieci, wspólne wyjazdy stały się wyzwaniem logistycznym.

Latem byliśmy w pełnym składzie na kilku tygodniowych wyjazdach w Polsce.

Wyjazd zimowy to jednak zupełnie inna para kaloszy…albo butów narciarskich!

Kiedy?

Idealnie byłoby pojechać w czasie kiedy nikogo nie ma stokach…ale takie terminy już prawie nie istnieją. Zwłaszcza, że w tym roku po raz pierwszy byliśmy ograniczeni feriami w szkole! Wybór terminu nie był zatem zbyt trudny 😊.

Dokąd?

Pytanie dokąd, jest nieodzownie połączone z pytaniem – jak tam dotrzeć? Alpy austriackie, francuskie, a może Szwajcaria? A może moje ukochane Dolomity? Wszystko to wspaniałe opcje, ale dojazd już do najprzyjemniejszych nie należy, zwłaszcza z trojką małych jeszcze dzieci. W te miejsca samochodem jedzie się przynajmniej kilkanaście godzin. Nie chciałam serwować zwłaszcza Adasiowi wizji siedzenia w foteliku przez tyle czasu. Łączenie samolotu i wynajęcie auta na miejscu też jest wyjściem. Na pewno jest szybciej, i pewnie bardziej komfortowo. Tak dwa razy spędzaliśmy zimowe wakacje z dziewczynkami.

A może jednak narty w Polsce? Wiem wiem, wytrawni narciarze powiedzą, że w nasze góry to nie Alpy, trasy są krótkie, warunki niepewne, a na stokach i tak tłok. Ale wiecie co, w góry można dojechać z Gdańska w ok. 6 godzin, a warunki są dużo lepsze niż były jeszcze kilka lat temu. Dodatkowo, to miał być wyjazd dla dzieci. To one miały sią złapać zajawkę. Marysia już dwa lata temu zaczęła jeździć, ale w zeszłym roku nie udało nam się wyjechać, bo byłam już w dość zaawansowanej ciąży. Ania miała dopiero zacząć przygodę na stoku. Zdecydowaliśmy, ze Beskidy na pewno im wystarczą, a na Alpy jeszcze przyjdzie pora.

Padło na Szczyrk, który wyrósł na topowy polski kurort narciarski. Dodatkowo okazało się, że jest okazja dołączyć do grupy znajomych i ich znajomych – oho, pomyślałam, że będzie szansa, że dzieci zajmą się sobą po południu!

Cala ekipa zapisała dzieci do sprawdzonego przez niektórych już rok wcześniej przedszkola/szkółki narciarskiej Eskimoski. Dzieci oddaje się pod opiekę trenerów i animatorek ok godziny 9, a odbiera po 15. W tym czasie maluchy maja zapewnione, gry, zabawy, lunch, kilka godzin jazdy na nartach w małych grupach dopasowanych pod względem umiejętności. Marysia po dwóch dniach przeszła z “przedszkola” do “szkółki“, Ania też awansowała na inną górę. Dawno nie widziałam ich takich dumnych! Serio, były zachwycone! Osiągnęły to same, ciężką praca. Trenerzy mówili, że obie są bardzo zawzięte…chyba po mamusi 🙂

Kiedy Ania potrafiła już sama zjeżdżać, oraz wjeżdżać na orczyku (nie mogłam uwierzyć jak szybko się tego nauczyła!), pojechałam z nimi na “babskie” wieczorne jeżdżenie. Paweł został z Adasiem na szczycie, a ja z dziewczynkami szusowałam po białym puchu. To było magiczne. Naprawdę, dawno nie byłam tak wzruszona. Ten moment kiedy z moimi małymi córeczkami zjeżdżałam razem po stoku, one prześcigały się w pokazywaniu tego czego się nauczyły, a ja podziwiałam ich umiejętności… nie zapomnę tego nigdy.

Nam z Pawłem udało się parę razy wsiąść na biegówki, potruchtać z z Adasiem w wózku. Paweł po kontuzji i wrześniowej artroskopii kolana powoli, powoli wraca do biegania. Jednego poranka udało mu się nawet wbiec na pobliski szczyt Klimczok.

Wieczory spędzaliśmy w Górskiej Legendzie – przepięknym miejscu, w którym mieszkaliśmy. Pisałam już, ze szkółka narciarska zajmowała się dziećmi od 9 do 16? No, to w Legendzie “naszych” dzieci było ponad 20, a hotel zapewniał im codzienne animacje (np. czytanie bajek, fabryka cukiernika, robienie kartek walentynkowych i pełno innych zabaw). Gdybyśmy ich nie wołali na spanie, szalałyby pewnie do rana. Zazwyczaj udawało nam się je zapędzić do lóżek ok 22!
A, i po tygodniu pysznych śniadanek, kiedy wróciliśmy i weszłam na wagę to od razu miałam wiekszą motywację do zainicjowania wyzwania na fb „bez cukru do wiosny” 🙂

To był niesamowity wyjazd. Zawsze powtarzam, że wakacje zaczynają się już w podróży. Tak było i tym razem. Dziękuję BMG Goworowski! Dzięki Waszemu Mercedesowi klasy V nie musiałam się martwić gdzie upchniemy nasz cały dobytek (narty, kaski, wózek do biegania (bez problemu wchodził bez składania do bagażnika!). Cała podróż minęła nam niezwykle komfortowo, dziewczynki nawet nie zauważyły kiedy dojechaliśmy 🙂 Rysowały, grały w karty, spały, a kiedy się pokłóciły to siedziały na tyle daleko od siebie, że nie doszło do rękoczynów 🙂 Na krótkich postojach nie musieliśmy wysiadać – robiliśmy piknik w środku!

Zdjęcia z naszego wyjazdu wywołane i chowam do albumu. Wspomnienia zostają a ja już planuję wiosnę i lato!

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są zaznaczone